czwartek, 23 kwietnia 2015

ILOŚĆ CZY LICZBA, czyli garść zwierzeń zbulwersowanej polonistki



    Dziś uczestniczyłam w pewnym zebraniu, gdzie, jak to na zebraniach bywa, wyprodukowaliśmy sporo rozmaitych dokumentów.  Przy okazji jednego z nich pojawił się problem polonistyczny: ilość czy liczba ludzi? Nie powinien mieć z tym kłopotu nawet uczeń kończący podstawówkę - oczywiście że LICZBA. Normują to zasady poprawności języka polskiego dostępne dziś w każdym telefonie z Internetem. Wszystko, co da się policzyć i zapisać za pomocą cyfr, to liczba. Liczba ludzi, domów, kredek w pudełku, sobót w roku czy włosów na głowie. Mogą być tego pojedyncze sztuki, mogą i miliony. Z kolei rzeczownik "ilość" poprzedza rzeczy niepoliczalne, występujące w masie, mierzone najczęściej ich objętością: ilość cukru, wody, piasku, a także ...wiedzy ;-)
   Nie nieudolność polonistyczna rodaków jest jednak sednem moich rozważań. Nasza mowa do najłatwiejszych nie należy, więc trzeba się liczyć z rozmaitymi błędami, które popełniają nieświadomie nawet puryści językowi. Nie wstyd błądzić, wstyd nie naprawiać błędów. I właśnie to mnie zdumiało: niechęć ludzi dorosłych, wykształconych i światłych do dbałości o czystość własnego języka. Najpierw odbyła się krótka acz burzliwa dyskusja, kto ma rację, słownik czy uczestnicy zebrania, po czym zostałam zakrzyczana, że liczy się przede wszystkim treść dokumentu, a ortografia, interpunkcja i gramatyka to sprawy mało istotne.
      Powiem wprost - zatkało mnie! Bąknęłam coś o zboczeniu zawodowym i zamilkłam. Nie będę się kopać z koniem, a jakby przełożyć to na LICZBĘ koni, to z całym tabunem. Dla mnie forma dokumentu zawsze będzie tak samo ważna jak jego treść, bo przecież informuje pośrednio o poziomie ludzi, którzy ów dokument stworzyli i się pod nim podpisali. To nie zawód, funkcja czy status społeczny, ale właśnie język, którego używasz, czyni z ciebie prostaka albo inteligenta. Chodzącym potwierdzeniem tej tezy są postacie z naszej sceny politycznej, z którymi łączę się "w bulu", choć staram się dostrzec ich "plusy dodatnie i ujemne" ;-)
     Wiem, że wokół mnie toczą się sprawy o większym znaczeniu, ale cóż na to poradzę, że moja polonistyczna dusza wyje z bezsilności...