niedziela, 22 kwietnia 2018

CO TRZEBA WIEDZIEĆ O "LALCE"

1. Wiadomości ogólne. "Lalka" Bolesława Prusa to jedna z najsłynniejszych powieści polskiego pozytywizmu, wydana w Warszawie  w 1890 r. (przedtem ukazywała się w odcinkach w "Kurierze Codziennym"). Jej treść była wielokrotnie cenzurowana ze względu na zawarte w niej elementy patriotyczne. 

2. Tu macie tekst "Lalki" . Przyda się do kopiowania cytatów i szybkiego szukania potrzebnych fragmentów.

3. O czym to jest, czyli tematyka i problematyka "Lalki". Gdyby ograniczyć się do wątku głównego, byłaby to opowieść o starszawym (z punktu widzenia maturzysty) gościu, który zakochał się na zabój w 20 lat młodszej pannie arystokratycznego pochodzenia i stawał na głowie, żeby zdobyć jej uczucia. Sęk w tym, że nie tylko się jej nie podobał, ale do tego pochodził z innej sfery, co go zupełnie dyskwalifikowało. O tym, że nie jest to łzawe romansidło, decyduje cała otoczka głównego wątku oraz przesłanie ideowe utworu. Przebogata galeria postaci ze wszystkich szczebli społecznych, znakomite scenki rodzajowe, dużo humoru, sarkazmu i goryczy, opisy XIX-wiecznej Warszawy, obrazy świata odchodzącego, obecnego i nadchodzącego...

Najważniejsze problemy poruszane w "Lalce" to między innymi:
- diagnoza polskiego społeczeństwa XIX w. poprzez ocenę realizacji haseł pozytywistycznych,
- rozliczenie z ideałami romantycznymi i pozytywistycznymi,
- obraz polskich idealistów na tle społecznego rozkładu,
- dramat polskiego społeczeństwa, które nie dorosło do nowoczesności,
- obraz kapitalizmu, kariery i awansu społecznego

Prus bardzo ostro i pesymistycznie podsumowuje realizację postulatów pozytywistycznych w społeczeństwie polskim - za to między innymi powieść została przyjęta chłodno przez ówczesną krytykę.
Obecnie "Lalka" uznawana jest za najdoskonalszą artystycznie, najgłębszą intelektualnie i najbardziej europejską powieść, jaka powstała w Polsce. Józef Bachórz  nazywa ją "zaproszeniem czytelnika do odpowiedzialności za przyszłość". 

4. Jakie idee pozytywistyczne zawiera "Lalka"?  Powieść ukazuje polskie społeczeństwo z końca XIX w. właśnie z perspektywy idei pozytywistycznych. Prus krytykuje realizację tych idei na gruncie rodzimym poprzez przykłady losów poszczególnych bohaterów:
a) praca organiczna - społeczeństwo ukazane jako organizm, którego właściwie każda część wymaga uzdrowienia: zdegenerowana arystokracja (np. Łęccy, Starski, Krzeszowski), podzielona ideowo inteligencja (studenci), zdeklasowana szlachta (Wirski, Maruszewicz), żyjący w nędzy margines społeczny (Marianna, Wysocki).  Najlepsza nawet inicjatywa szlachetnych jednostek to za mało, żeby stworzyć nowoczesne społeczeństwo oraz podnieść poziom gospodarczy i ekonomiczny kraju.
b) praca u podstaw - realizacja negatywna: fałszywa filantropia, doraźne akcje charytatywne służące głównie rozrywce arystokracji (np. kwesta wielkanocna); realizacja pozytywna: działalność prezesowej Zasławskiej w jej majątku (ochronka dla dzieci, dom starców, godziwe życie chłopów), dzialalność Wokulskiego (pomoc Mariannie i Wysockim)
c) emancypacja kobiet - na przykładzie Heleny Stawskiej, zmuszonej do samodzielnego życia i utrzymania córki po ucieczce męża za granicę. Kobieta boryka się z problemami finansowymi, gdyż jej praca jest opłacana bardzo nisko, a stabilizację zapewnić jej może jedynie spadek (po Wokulskim) i małżeństwo (z Mraczewskim).
d) asymilacja Żydów - na przykładzie Henryka Szlangbauma -  Polaka, patrioty, uczestnika powstania styczniowego i zesłańca na Sybir - prześladowanego przez innych subiektów jedynie z powodu żydowskiego pochodzenia.
e) postęp nauki i techniki - reprezentują: Geist, Julian Ochocki, Paweł Szuman a częściowo i Stanisław Wokulski.  To jednostki wybitne, o szerokich horyzontach, tymczasem społeczeństwo traktuje ich jak nieszkodliwych dziwaków, lekceważąc ich wynalazki i plany. 

5. Wyjaśnienie tytułu. Pierwotnie powieść miała nosić tytuł "Trzy pokolenia", co oddawałoby jej treść, ponieważ ukazuje odchodzące pokolenie romantycznych idealistów (Rzecki), istniejące współcześnie pokolenie przejściowe; takie rozdarte między ideami romantyzmu i pozytywizmu (Wokulski) i pokolenie przyszłości - pozytywistycznych idealistów naukowych (Ochocki).  
Tytuł "Lalka" związany jest z epizodyczną sceną procesu o kradzież dziecięcej zabawki, którą Prus stworzył w oparciu o autentyczną historię przeczytaną w prasie, a ta z kolei podsunęła mu zarys fabuły całej powieści. Wg autora tytułowa "lalka" nie ma nic wspólnego z postacią Izabeli, choć czytelnicy są skłonni przyrównywać bohaterkę do pięknej i nieczułej kukły.
"W powieści «Lalka» znajduje się rozdział poświęcony procesowi o kradzież lalki, rzeczywistej lalki dziecinnej. Otóż taki proces miał miejsce w Wiedniu. A ponieważ fakt ten wywołał w moim umyśle skrystalizowanie się, sklejenie się całej powieści, więc przez wdzięczność użyłem wyrazu lalka za tytuł. Powieść, o której mówię, powinna mieć tytuł: «Trzy pokolenia». Może nawet byłaby lepiej rozumiana z takim nazwiskiem". (Krystyna Tokarzówna, Stanisław Fita: Bolesław Prus 1847-1912. Kalendarz życia i twórczości.) 

6. Wątki w "Lalce" 
a) wątek główny
- miłość Stanisława Wokulskiego do Izabeli Łęckiej
b) wątki poboczne:
- dzieje Ignacego Rzeckiego
- dzieje Heleny Stawskiej
- historia rodziny Łęckich
- historia baronostwa Krzeszowskich
- historia rodziny Minclów
- romantyczna historia prezesowej Zasławskiej (kamień w Zasławku)
- historia Marianny i Węgiełka
c) wątki epizodyczne:
- proces o lalkę
- historia ze studentami

7. Czas i miejsce akcji i fabuły:
Akcja "Lalki" zaczyna się w marcu 1878 r. przyjazdem Wokulskiego, a kończy w październiku 1879 r. śmiercią Rzeckiego. Toczy się głównie w Warszawie, ale również w Paryżu (spotkanie z prof. Geistem), Zasławku (majątku prezesowej Zasławskiej), Zasławiu (miasteczku z ruinami zamku)  i przez moment w Skierniewicach (gdzie Wokulski próbował popełnić samobójstwo po rozstaniu z Izabelą). 
Wydarzenia fabularne zaczynają się ok. 40 lat wcześniej (młodość Rzeckiego, historia Minclów) i dotyczą dodatkowo takich krajów, jak: Rosja, Bułgaria (historia Wokulskiego),  Węgry, Turcja i wspomniane krótko kraje europejskie (historia udziału Rzeckiego w Wiośnie Ludów i jego tułaczki w drodze do domu).

8. "Lalka" w pigułce - najważniejsze wydarzenia w poszczególnych rozdziałach:

1.
I. Jak wygląda firma J. Mincel i S. Wokulski przez szkło butelek?
Rozmowy na temat losów Stanisława Wokulskiego.
2.
II. Rządy starego subiekta
Rozkład dnia Ignacego Rzeckiego.
3.
III. Pamiętnik starego subiekta (1)
Dzieciństwo Rzeckiego, jego praktyka u Mincla.
4.
IV. Powrót
Wokulski powraca zza granicy i spotyka się z Rzeckim.
5.
V. Demokratyzacja pana i marzenia panny z towarzystwa
Prezentacja rodziny Łęckich; charakterystyka Izabeli (Apollo).
6.
VI. W jaki sposób nowi ludzie ukazują się nad starymi horyzontami
Izabela odkrywa zamiary Wokulskiego.
7.
VII. Gołąb wychodzi na spotkanie węża
Izabela odwiedza sklep Wokulskiego.
8.
VIII. Medytacje
Wokulski spaceruje po Powiślu; wspomina przeszłość; pomaga Wysockiemu; zwalnia Mraczewskiego.
9.
IX. Kładki, na których spotykają się ludzie różnych światów
Kwesta w kościele, śniadanie u hrabiny Karolowej (Wokulski poznaje prezesową Zasławską).
10.
X. Pamiętnik starego subiekta (2)
Udział Rzeckiego w Wiośnie Ludów (Katz); nowy sklep i mieszkanie.
11.
XI. Stare marzenia i nowe znajomości
Działalność pani Meliton; zebranie w sprawie spółki u księcia (Wokulski poznaje Juliana Ochockiego).
12.
XII. Wędrówki za cudzymi interesami
Wokulski kupuje klacz Krzeszowskich (Sułtankę) oraz decyduje się kupić kamienicę Łęckich.
13.
XIII. Wielkopańskie zabawy
Sułtanka wygrywa wyścig; Wokulski pojedynkuje się z Krzeszowskim. Łęcki zaprasza go na obiad.
14.
XIV. Dziewicze marzenia
Izabela przychylniej myśli o Wokulskim, ale widzi w nim tylko doradcę i powiernika.
15.
I. W jaki sposób duszę ludzką szarpie namiętność, a w jaki rozsądek
Wokulski otrzymuje zaproszenie na obiad od Łęckich i rozmyśla, co ono dla niego znaczy.
16.
II. Ona – on – i ci inni
Obiad u Łęckich, plany wyjazdu do Paryża.
17.
III. Kiełkowanie rozmaitych zasiewów i złudzeń
Wokulski pomaga Mariannie; spotyka się z Izabelą w Łazienkach i obiecuje zorganizować aplauz dla tragika Rossiego.
18.
IV. Zdumienia, przywidzenia i obserwacje starego subiekta
Spostrzeżenia Rzeckiego w teatrze (Makbet) i podczas licytacji kamienicy Łęckich. Sny Rzeckiego.
19.
V. Pierwsze ostrzeżenie
Wokulski obraża się na Izabelę, która traktuje go lekceważąco w obecności Starskiego, i wyjeżdża do Paryża.
20.
VI. Pamiętnik starego subiekta (3)
Wspomnienia dotyczące początków znajomości z Wokulskim.
21.
VII. Pamiętnik starego subiekta (4)
Rzecki administruje kamienicą Łęckich i poznaje Stawską. 
22.
VIII. Szare dni i krwawe godziny
W Paryżu Wokulski przyjmuje interesantów i zwiedza miasto.
23.
IX. Widziadło.
Wynalazki prof. Geista.
24.
X. Człowiek szczęśliwy w miłości
Wokulski jedzie pociągiem do Zasławka wraz z baronem Dalskim (narzeczonym Eweliny Janockiej).
25.
XI. Wiejskie rozrywki
Wokulski podziwia gospodarstwo Zasławskiej i zapoznaje się z ludźmi przebywającymi na wakacjach u prezesowej; kokietuje go Wąsowska.
26.
XII. Pod jednym dachem
Przybywa Izabela i stwierdza, że wszyscy są zachwyceni Wokulskim; kupiec podejrzewa romans Eweliny i Starskiego.
27.
XIII. Lasy, ruiny i czary
W ruinach zamku Wokulski i Łęcka słuchają legendy o zaklętej królewnie i panna daje kupcowi nadzieję.
28.
I. Pamiętnik starego subiekta (5)
Rzecki opisuje znajomość ze Stawską, figle studentów oraz zabiegi Krzeszowskiej w celu odkupienia kamienicy.
29.
II. Pamiętnik starego subiekta (6)
Rzecki opisuje, jak doszło do podejrzenia  o kradzież lalki oraz przebieg rozpraw przeciw  studentom i Stawskiej.
30.
III. Pamiętnik starego subiekta (7)
Wokulski rezygnuje z balu u księcia z powodu zbyt późnego zaproszenia. Rzecki chce ożenić przyjaciela  z Heleną Stawską. Humorystyczny opis eksmisji studentów.
31.
IV. Damy i kobiety
Wokulski bywa u Izabeli, która dojrzewa do decyzji wyjścia za niego; Stawska kocha kupca i jest gotowa zostać jego kochanką .
32.
V. W jaki sposób zaczynają się otwierać oczy
Izabela zachwyca się marnym skrzypkiem Molinarim; Węgiełek żeni się z Marianną; Wokulski zostaje narzeczonym Izabeli.
33.
VI. Pogodzeni małżonkowie
Baron Krzeszowski powraca do domu; wyjaśniają się szwindle Maruszewicza.
34.
VII. Tempus fugit, aeternitas manet
(Czas ucieka, wieczność trwa)
Podczas wspólnej podróży do Krakowa Wokulski przekonuje się o niewierności narzeczonej i chce popełnić samobójstwo.
35.
VIII. Pamiętnik starego subiekta (8)
Rzecki opisuje zmiany w zachowaniu H. Szlangbauma, nasilające się nastroje antysemickie oraz swoje próby udania się w podróż.
36.
IX. Dusza w letargu
Depresja Wokulskiego po zerwaniu z Łęcką; Starski dawnym klientem Marianny;  rozwód barona Dalskiego z Eweliną; naukowe plany Wokulskiego.
37.
X. Pamiętnik starego subiekta (9)
Przejęcie sklepu przez H. Szlangbauma.
38.
XI....?...
Przypuszczenia co do losów Wokulskiego, śmierć Rzeckiego.


9. Podział treści, sposób narracji i najważniejsze wydarzenia fabuły:

Powieść najpierw ukazywała się w odcinkach w gazecie, następnie w trzytomowym wydaniu książkowym, obecnie jest wydawana w dwóch tomach. Wydarzenia opisano z punktu widzenia wszechwiedzącego narratora 3-osobowego, ale wiele miejsca zajmuje też subiektywna narracja pamiętnikarska jednego z głównych bohaterów, Rzeckiego (9 rozdziałów). Jest też wiele monologów wewnętrznych w tzw. mowie pozornie zależnej oraz wypowiedzi bohaterów charakteryzujących i oceniających postacie i wydarzenia.

Poniższy podział dotyczy podanej w linku wersji internetowej. W nawiasach numeracja zgodna z "papierowym" wydaniem trzytomowym, a po tytułach rozdziałów numeracja z tabeli (p.8 "Lalka" w pigułce...).

TOM I:
Rozdział pierwszy (T1/I):  Jak wygląda firma J. Mincel i S. Wokulski przez szkło butelek? (1)

   Bohaterowie drugoplanowi: radca Węgrowicz, fabrykant powozów Deklewski i ajent handlowy Szprot dyskutują w warszawskiej jadłodajni położonej w okolicach Krakowskiego Przedmieścia o niejakim S. Wokulskim, charakteryzując tego bohatera jeszcze przed jego pojawieniem się na kartach powieści. Zwróćcie uwagę - to nie narrator wprowadza głównego bohatera, tylko inne postacie.
    Z ich rozmowy wnioskujemy, że:

- Powieść zaczyna się na początku 1878 r. (Pokój w San Stefano kończący wojnę rosyjsko-turecką podpisano 2 marca 1878 r., w następnym rozdziale mowa o flocie angielskiej, która wpłynęła na Dardanele - połowa lutego 1878.) "W początkach roku 1878, kiedy świat polityczny zajmował się pokojem san-stefańskim, wyborem nowego papieża albo szansami europejskiej wojny, warszawscy kupcy tudzież inteligencja pewnej okolicy Krakowskiego Przedmieścia niemniej gorąco interesowała się przyszłością galanteryjnego sklepu pod firmą J. Mincel i S. Wokulski". 
- Wokulski urodził się w latach trzydziestych, czyli obecnie ma ponad 40 lat.  "Było to w roku 1860... (...)Wokulski był wtedy u Hopfera subiektem i miał już ze dwadzieścia parę lat. (...)W handlu win i delikatesów (...)"
- W 1862 r. studiował w warszawskiej Szkole Głównej (działała ona w latach 1862-69). "Przerzucił się (...) do Szkoły Przygotowawczej, a potem do Szkoły Głównej. (...) Wtedy wszystkim paliło się we łbach, a on nie chciał być gorszym od innych. W dzień służył gościom przy bufecie i prowadził rachunki, a w nocy uczył się...Poszedł i nawet zdał egzamin do Szkoły Głównej. No, ale (...) zamiast wytrwać przy nauce do końca, niespełna w rok rzucił szkołę..."
- Brał udział w powstaniu styczniowym 1863 r. i trafił na Syberię (Irkuck). Ponieważ w czasie zaborów powstanie było tematem tabu - macie tu klasyczny przykład mowy ezopowej: "Gotował wraz z innymi piwo, które do dziś dnia pijemy, i sam w rezultacie oparł się aż gdzieś koło Irkucka".
- Po powrocie do Warszawy w 1870 r. ożenił się w 1872 r. z bogatą wdową po kupcu galanteryjnym Minclu. "W roku 1870 wrócił do Warszawy z niewielkim fundusikiem. Przez pół roku szukał zajęcia, z daleka omijając handle korzenne, których po dziś dzień nienawidzi, aż nareszcie przy protekcji swego dzisiejszego dysponenta, Rzeckiego, wkręcił się do sklepu Minclowej, która akurat została wdową, i - w rok potem ożenił się z babą grubo starszą od niego".
- Małżeństwo trwało (ponad) cztery lata. W 1876 r. Wokulski został wdowcem i bogatym człowiekiem - odziedziczył 30 tys. rubli. "Półtora roku temu baba objadła się czegoś i umarła, a Wokulski po czteroletniej katordze został wolny jak ptaszek, z zasobnym sklepem i trzydziestu tysiącami rubli w gotowiźnie, na którą pracowały dwa pokolenia Minclów".
- Posiadany kapitał zainwestował w interesy związane z wojną rosyjsko-turecką (1877-1878) "(...) rzucił wszystko i pojechał robić interesa na wojnie. Milionów mu się zachciało (...) (...)w Turcji znajdzie jeszcze bogatszą babę aniżeli nieboszczka Minclowa?"

Rozdział kończy się prezentacją kolejnego głównego bohatera: subiekta Ignacego Rzeckiego. "Ani jednak ciekawość ogółu, ani fizyczne i duchowe zalety trzech subiektów, ani nawet ustalona reputacja sklepu może nie uchroniłaby go od upadku, gdyby nie zawiadował nim czterdziestoletni pracownik firmy [w firmie od 40 lat], przyjaciel i zastępca Wokulskiego, pan Ignacy Rzecki".

Rozdział drugi (T1/II): Rządy starego subiekta (2)

Szczegółowy opis pokoju Rzeckiego, w którym mieszka od 25 lat: skromne umeblowanie, gitara, jednooki pudel Ir. Życie subiekta całkowicie związane ze sklepem, o czym świadczy stały rozkład zajęć: pobudka o 6.00 - toaleta i śniadanie, 6.30 - przegląd towarów w sklepie, administrowanie sklepem od 8.00 do 20.00 z godzinną przerwą na obiad, po 20.00 obliczanie utargu i planowanie następnego dnia; w niedzielę planowanie wystaw okiennych na tydzień. 
Wprowadzenie postaci trzech subiektów: Klejn - mizerny, socjalista, Lisiecki - gburowaty, antysemita,  Mraczewski - dwudziestoletni piękniś, lekkoduch i bawidamek.

Rozdział trzeci (T1/III): Pamiętnik starego subiekta - fragm.1 (3)

    Zawiera opis dzieciństwa Rzeckiego i jego przekonania polityczne odziedziczone po ojcu - obaj byli bonapartystami, czyli zwolennikami Napoleona Bonaparte i jego dynastycznych następców (Napoleona III - bratanka cesarza i Napoleona IV - syna Napoleona III).
"Ojciec mój był za młodu żołnierzem, a na starość woźnym w Komisji Spraw Wewnętrznych. Trzymał się prosto jak sztaba, miał nieduże faworyty i wąs do góry; szyję okręcał czarną chustką i nosił srebrny kolczyk w uchu. Mieszkaliśmy na Starym Mieście z ciotką, która urzędnikom prała i łatała bieliznę. Mieliśmy na czwartym piętrze dwa pokoiki (...)"
"Na ścianach u ciotki wisieli sami święci; ale jakkolwiek było ich sporo, nie dorównali jednak liczbą Napoleonom, którymi ojciec przyozdabiał swój pokój. Był tam jeden Napoleon w Egipcie, drugi pod Wagram, trzeci pod Austerlitz, czwarty pod Moskwą, piąty w dniu koronacji, szósty w apoteozie. Gdy zaś ciotka, zgorszona tyloma świeckimi obrazami, zawiesiła na ścianie mosiężny krucyfiks, ojciec, ażeby - jak mówił - nie obrazić Napoleona, kupił sobie jego brązowe popiersie i także umieścił je nad łóżkiem".
"Często przychodzili do nas dawni koledzy ojca: pan Domański, także woźny, ale z Komisji Skarbu, i pan Raczek, który na Dunaju miał stragan z zieleniną. Prości to byli ludzie (nawet pan Domański trochę lubił anyżówkę), ale roztropni politycy. Wszyscy, nie wyłączając ciotki, twierdzili jak najbardziej stanowczo, że choć Napoleon I umarł w niewoli, ród Bonapartych jeszcze wypłynie".
1840 - śmierć ojca Rzeckiego i pół roku później rozpoczęcie przez Ignacego terminu w sklepie Jana Mincla.
   "Sklep Mincla znałem od dawna, ponieważ ojciec wysyłał mnie do niego po papier, a ciotka po mydło. Zawsze biegłem tam z radosną ciekawością, ażeby napatrzeć się wiszącym za szybami zabawkom. O ile pamiętam, był tam w oknie duży kozak, który sam przez się skakał i machał rękoma, a we drzwiach - bęben, pałasz i skórzany koń z prawdziwym ogonem.
   Wnętrze sklepu wyglądało jak duża piwnica, której końca nigdy nie mogłem dojrzeć z powodu ciemności. Wiem tylko, że po pieprz, kawę i liście bobkowe szło się na lewo do stołu, za którym stały ogromne szafy, od sklepienia do podłogi napełnione szufladami. Papier zaś, atrament, talerze i szklanki sprzedawano przy stole na prawo, gdzie były szafy z szybami, a po mydło i krochmal szło się w głąb sklepu, gdzie było widać beczki i stosy pak drewnianych.
   Nawet sklepienie było zajęte. Wisiały tam długie szeregi pęcherzy naładowanych gorczycą i farbami, ogromna lampa z daszkiem, która w zimie paliła się cały dzień, sieć pełna korków do butelek, wreszcie wypchany krokodylek, długi może na półtora łokcia".
   "Sklep nasz był kolonialno - galanteryjno - mydlarski. Towary kolonialne wydawał gościom Franc Mincel, młodzieniec trzydziestokilkoletni, z rudą głową i zaspaną fizjognomią. Ten najczęściej dostawał dyscypliną od stryja, gdyż palił fajkę, późno wchodził za kontuar, wymykał się z domu po nocach, a nade wszystko niedbale ważył towar. Młodszy zaś, Jan Mincel, który zawiadywał galanterią i obok niezgrabnych ruchów odznaczał się łagodnością, był znowu bity za wykradanie kolorowego papieru i pisywanie na nim listów do panien". Franc i Jan Minclowie byli bratankami Jana Mincla-seniora.
   "Tylko August Katz, (odegrał później znaczącą rolę w życiu Rzeckiego) pracujący przy mydle, nie ulegał żadnym surowcowym upomnieniom". 
1846 Rzecki zostaje subiektem. "W roku 1846 doszły nas wieści o ucieczce Ludwika Napoleona z więzienia. Rok ten był dla mnie ważny, gdyż zostałem subiektem, a nasz pryncypał, stary Jan Mincel, zakończył życie (...) 

1850 - Jan Mincel (młodszy) przenosi się na Krakowskie Przedmieście: "Przez kilka lat po śmierci stryja synowcy prowadzili wspólnie sklep na Podwalu i dopiero około 1850 roku podzielili się w ten sposób, że Franc został na miejscu z towarami kolonialnymi, a Jan z galanterią i mydłem przeniósł się na Krakowskie, do lokalu, który zajmujemy obecnie. W kilka lat później Jan ożenił się z piękną Małgorzatą Pfeifer, ona zaś (niech spoczywa w spokoju) zostawszy wdową oddała rękę swoją Stasiowi Wokulskiemu, który tym sposobem odziedziczył interes prowadzony przez dwa pokolenia Minclów".

Rozdział czwarty (T1/IV): Powrót (4)

    Niedziela marcowa 1878 - Stanisław Wokulski odwiedza Rzeckiego po ośmiomiesięcznej nieobecności. Pomnożył swój majątek do 300 tys. rubli.
"Grosz ten zarobiłem uczciwie, nawet ciężko, bardzo ciężko. Cały sekret polega na tym, żem miał bogatego wspólnika i że kontentowałem się cztery i pięć razy mniejszym zyskiem niż inni. Toteż mój kapitał ciągle wzrastający był w ciągłym ruchu. - No - dodał po chwili - miałem też szalone szczęście... Jak gracz, któremu dziesięć razy z rzędu wychodzi ten sam numer w rulecie. Gruba gra?... prawie co miesiąc stawiałem cały majątek, a co dzień życie".

"Mincle i zawsze Mincle!... Dziś niech mnie porównają z Minclami. Sam jeden przez pół roku zarobiłem dziesięć razy więcej aniżeli dwa pokolenia Minclów przez pół wieku. Na zdobycie tego, com ja zdobył pomiędzy kulą, nożem i tyfusem, tysiąc Minclów musiałoby się pocić w swoich sklepikach i szlafmycach. Teraz już wiem, ilu jestem wart Minclów, i jak mi Bóg miły, dla podobnego rezultatu drugi raz powtórzyłbym moją grę! Wolę obawiać się bankructwa i śmierci aniżeli wdzięczyć się do tych, którzy kupią u mnie parasol, albo padać do nóg tym, którzy w moim sklepie raczą zaopatrywać się w waterklozety..."
Wokulski zwierza się przyjacielowi z dojmującej tęsknoty towarzyszącej mu za granicą, a także dopytuje się o Łęckich, szczególnie zaś o piękną pannę Izabelę. Rzecki jest przekonany, że Staś działa z pobudek patriotycznych, jak w 1863 r.
"- Tak, gdy przyjdzie czas, będziesz moim swatem.
- Już byłem i nieszczęśliwie... - rzekł Ignacy.
- Z wdową przed siedmioma laty ?
- Przed piętnastoma". (znowu mamy przykład języka ezopowego - mowa o roku 1863 - powstanie styczniowe)
"- Znowu swoje - roześmiał się Wokulski. - Zawsze ten sam!
- I tyś ten sam. Za pomyślność twoich zamiarów... Jakiekolwiek są, wiem jedno, że muszą być godne ciebie. A teraz - milczę..."

Rozdział piąty (T1/V): Demokratyzacja pana i marzenia panny z towarzystwa (5)

Treść rozdziału dotyczy rodziny Łęckich oraz ich dawnej i obecnej sytuacji majątkowej. Opisana jest też piękna panna Izabela, jej wychowanie pod szklanym kloszem, jej przekonania, marzenia i oczekiwania. Nie zamieszczę wszystkich cytatów, bo musiałabym skopiować cały rozdział. Tym, którzy będą później zarzucać Izabeli oziębłość, zwrócę uwagę, jak ważną rolę w jej życiu odgrywa posąg Apollina - częsty temat wypracowań dotyczących oniryzmu w "Lalce".
    "Raz zobaczyła w pewnej galerii rzeźb posąg Apollina, który na niej zrobił tak silne wrażenie, że kupiła piękną jego kopię i ustawiła w swoim gabinecie. Przypatrywała mu się całymi godzinami, myślała o nim i... kto wie, ile pocałunków ogrzało ręce i nogi marmurowego bóstwa?... I stał się cud: pieszczony przez kochającą kobietę głaz ożył. A kiedy pewnej nocy zapłakana usnęła, nieśmiertelny zstąpił ze swego piedestału i przyszedł do niej w laurowym wieńcu na głowie, jaśniejący mistycznym blaskiem. Siadł na krawędzi jej łóżka, długo patrzył na nią oczyma, z których przeglądała wieczność, a potem objął ją w potężnym uścisku i pocałunkami białych ust ocierał łzy i chłodził jej gorączkę.
    Odtąd nawiedzał ją coraz częściej i omdlewającej w jego objęciach szeptał on, bóg światła, tajemnice nieba i ziemi, jakich dotychczas nie wypowiedziano w śmiertelnym języku. A przez miłość dla niej sprawił jeszcze większy cud, gdyż w swym boskim obliczu kolejno ukazywał jej wypiększone rysy tych ludzi, którzy kiedykolwiek zrobili na niej wrażenie.
     Raz był podobnym do odmłodzonego jenerała-bohatera, który wygrał bitwę i z wyżyn swego siodła patrzył na śmierć kilku tysięcy walecznych. Drugi raz przypominał twarzą najsławniejszego tenora, któremu kobiety rzucały kwiaty pod nogi, a mężczyźni wyprzęgali konie z powozu. Inny raz był wesołym i pięknym księciem krwi jednego z najstarszych domów panujących; inny raz dzielnym strażakiem, który za wydobycie trzech osób z płomieni na piątym piętrze dostał legię honorową; inny raz był wielkim rysownikiem, który przytłaczał świat bogactwem swojej fantazji, a inny raz weneckim gondolierem albo cyrkowym atletą nadzwyczajnej urody i siły.
    Każdy z tych ludzi przez pewien czas zaprzątał tajemne myśli panny Izabeli, każdemu poświęcała najcichsze westchnienia rozumiejąc, że dla tych czy innych powodów kochać go nie może, i - każdy z nich za sprawą bóstwa ukazywał się w jego postaci, w półrzeczywistych marzeniach".

Rozdział szósty (T1/VI): W jaki sposób nowi ludzie ukazują się nad starymi horyzontami (6)

Izabela coraz częściej słyszy nazwisko Wokulskiego, o którym wszyscy wypowiadają się z ciekawością, podziwem a nawet szacunkiem jako o bohaterze powstania, hojnym filantropie i silnym człowieku. Zaczyna kojarzyć, że ten mężczyzna interesował się nią już przed rokiem. Zwraca uwagę na jego czerwone ręce, które odmroził na Syberii. Czuje się osaczona, bo Wokulski kupił rodowy serwis i srebra Łęckich za zawyżoną sumę 5 tys. rubli, ofiarował ciotce Izabeli 1000 rubli na ochronkę, przegrywa z Łęckim w karty i chce wciągnąć go do spółki handlowej.  Przeczuwa, że ten człowiek chce się zbliżyć do arystokracji, żeby ją zdobyć.
"Nawet nie domyślasz się, jak  ja dawno znam tego człowieka, a raczej - od jak dawna on mnie prześladuje. Teraz dopiero przypominam sobie, że przed rokiem nie było przedstawienia w teatrze, nie było koncertu, odczytu, na których bym go nie spotykała, i dopiero dziś ta... bezmyślna figura wydaje mi się straszną..."
"- Mówię na mocy moich przeczuć, które ostrzegają... wołają, że ten człowiek po to jeździł na wojnę, ażeby mnie zdobyć. I ledwie wrócił, już mnie ze wszystkich stron obsacza... Ale niech się strzeże!... Chce mnie kupić? dobrze, niech kupuje!... przekona się, że jestem bardzo droga... Chce mnie złapać w sieci?... Dobrze, niech je rozsnuwa... ale ja mu się wymknę, choćby - w objęcia marszałka... O Boże! nawet nie domyślałam się, jak głęboką jest przepaść, w którą spadamy, dopóki nie zobaczyłam takiego dna. Z salonów Kwirynału do sklepu... To już nawet nie upadek, to hańba..."

Rozdział siódmy (T1/VII): Gołąb wychodzi na spotkanie węża (7)

Wielka Środa - 17 kwietnia 1878 - Izabela odwiedza sklep Wokulskiego, żeby okazać kupcowi swoją pogardę. Zaczyna się huśtawka uczuć bohatera:
"Widocznie przez rok ulegałem częściowemu obłąkaniu" - myślał Wokulski. - Nie było niebezpieczeństwa, nie było ofiary, której nie poniósłbym dla tej osoby, i ledwiem ją zobaczył, już nic mnie nie obchodzi.
   A jak ona rozmawiała ze mną. Ile tam było pogardy dla marnego kupca..." Zapłać temu panu!..." Paradne są te wielkie damy; próżniak, szuler, nawet złodziej, byle miał nazwisko, stanowi dla nich dobre towarzystwo, choćby fizjognomią zamiast ojca przypominał lokaja swej matki. Ale kupiec - jest pariasem... Co mnie to wreszcie obchodzi; gnijcie sobie w spokoju!"

Rozdział ósmy (T1/VIII): Medytacje (8)

   Upokorzony Wokulski wychodzi ze sklepu, krąży po ulicach Warszawy i rozmyśla nad swoją trudną sytuacją z przeszłości. 
   "Kiedy dzieckiem będąc, łaknął wiedzy - oddano go do sklepu z restauracją. Kiedy zabijał się nocną pracą, będąc subiektem - wszyscy szydzili z niego, zacząwszy od kuchcików, skończywszy na upijającej się w sklepie inteligencji. Kiedy nareszcie dostał się do uniwersytetu - prześladowano go porcjami, które niedawno podawał gościom".
   Odetchnął dopiero na Syberii. Tam mógł pracować, tam zdobył uznanie i przyjaźń Czerskich, Czekanowskich, Dybowskich. Wrócił do kraju prawie uczonym, lecz gdy w tym kierunku szukał zajęcia, zakrzyczano go i odesłano do handlu..."
Wspomina też początki swojej fascynacji Łęcką oraz plan zbliżenia się do niej:
  "Traf zdarzył, iż po kilku latach żona umarła zostawiając mu dość spory majątek. Pochowawszy ją Wokulski odsunął się nieco od sklepu, a znowu zbliżył się do książek. I może z galanteryjnego kupca zostałby na dobre uczonym przyrodnikiem, gdyby znalazłszy się raz w teatrze nie zobaczył panny Izabeli".
     "Wtedy przekonał się, że między jego znajomymi nie ma człowieka, który mógłby go wprowadzić do domu Łęckich. Co gorsze: pan Łęcki i panna byli klientami jego sklepu, lecz taki stosunek, zamiast ułatwić, utrudniał raczej znajomość.
       Stopniowo sformułował sobie warunki zapoznania się z panną Izabelą. Ażeby mógł nic więcej, tylko szczerze rozmówić się z nią, należało:
Nie być kupcem albo być bardzo bogatym kupcem.
Być co najmniej szlachcicem i posiadać stosunki w sferach arystokratycznych.
Nade wszystko zaś mieć dużo pieniędzy.
Wylegitymowanie się ze szlachectwa nie było rzeczą trudną. (...) już w grudniu miał dyplom".
Latem (w lipcu?) 1877 r. wyjeżdża do Bułgarii dorobić się na dostawach wojskowych.
   "Z majątkiem było znacznie trudniej; w tym przecie dopomógł mu los. W początkach wojny wschodniej przejeżdżał przez Warszawę bogaty moskiewski kupiec, Suzin, przyjaciel Wokulskiego jeszcze z Syberii. Odwiedził Wokulskiego i gwałtem zachęcał go do przyjęcia udziału w dostawach dla wojska.
- Zbierz pieniędzy, Stanisławie Piotrowiczu, ile się da - mówił - a uczciwe słowo, zrobisz okrągły milionik!..."  
   "Żal mu było opuścić miasto, w którym przynajmniej widywał pannę Izabelę. Ale gdy w czerwcu ona wyjechała do ciotki, a Suzin począł naglić go depeszami, Wokulski zdecydował się (...)" 
Przed wyjazdem do Bułgarii Wokulski odwiedza przyjaciela - żydowskiego doktora Michała Szumana (dziwak, stary kawaler, badał włosy osobników różnych ras), który uświadamia kupcowi, że w wieku 45 lat dopadła go miłość.
------------------------------------------------------------------------
W dzielnicy biedoty nad Wisłą Wokulski spotyka furmana Wysockiego, któremu na Nowy Rok padł koń, więc już nie dowozi towaru do sklepu i żyje w nędzy. Kupiec pomaga mu finansowo oraz obiecuje załatwić jego bratu powrót z Częstochowy na dawną posadę dróżnika w Skierniewicach:
"Masz tu - rzekł - dziesięć rubli na święta. Jutro w południe przyjdziesz do sklepu i dostaniesz kartkę na Pragę. Tam u handlarza wybierzesz sobie konia, a po świętach przyjeżdżaj do roboty. U mnie zarobisz ze trzy ruble na dzień, więc dług spłacisz łatwo. Zresztą dasz sobie radę".

"Wysocki!... - zawołał. - A twemu bratu jak na imię?
- Kasper - odpowiedział człowiek wracając pędem.
- Przy jakiej mieszka stacji?
- Przy Częstochowie, panie.
- Idź do domu. Może Kaspra przeniosą do Skierniewic".
Oglądając nędzę Powiśla, Wokulski zastanawia się nad sednem prawdziwej filantropii - jego 10 rubli zrobiło dziś więcej dobrego niż nie wiadomo jak wykorzystane tysiąc rubli ofiarowane Towarzystwu Dobroczynności. Myśli o pomocy potrzebującym, ale mimo wyrzutów sumienia, nie zamierza wyrzekać się szczęścia osobistego. Jednocześnie zdaje sobie sprawę z przepaści społecznej dzielącej kupca od polskiej arystokratki.
    "I tobież to wzdychać do motyla, głupi?... I dziwić się, że ma wstręt do ciebie?... Jakiż łącznik może istnieć między mną i nią?..
No, gąsienica jest także podobna do robaka, póki nie zostanie motylem. Ach, więc to ty masz zostać motylem, kupcze galanteryjny?... Dlaczegóż by nie? Ciągle doskonalenie się jest prawem świata, a ileż to kupieckich rodów w Anglii zostało lordowskimi mościami.
    W Anglii!... Tam jeszcze istnieje epoka twórcza w społeczeństwie; tam wszystko doskonali się i wstępuje na wyższe szczeble. Owszem, tam nawet ci wyżsi przyciągają do siebie nowe siły. Lecz u nas wyższa warstwa zakrzepła jak woda na mrozie i nie tylko wytworzyła osobny gatunek, który nie łączy się z resztą, ma do niej wstręt fizyczny, ale jeszcze własną. martwotą krępuje wszelki ruch z dołu. Co się tu łudzić: ona i ja to dwa różne gatunki istot, naprawdę jak motyl i robak. Mam dla jej skrzydeł opuszczać swoją norę i innych robaków?... To są moi - ci, którzy leżą tam na śmietniku, i może dlatego są nędzni, a będą jeszcze nędzniejsi, że ja chcę wydawać po trzydzieści tysięcy rubli rocznie na zabawę w motyla. Głupi handlarzu, podły człowieku!..."

Po powrocie do sklepu Wokulski zastaje w nim skłócone arystokratyczne małżeństwo - baronostwo Krzeszowskich, daleko spokrewnionych z Mraczewskim. Pod wpływem impulsu zwalnia Mraczewskiego, który rano mizdrzył się do Izabeli, mimo że wszyscy wstawiają się za subiektem, a następnego dnia oboje Krzeszowscy proszą go o zmianę decyzji. Mraczewskiego zastępuje niejaki Zięba - trzydziestoletni konformista.

Rozdział dziewiąty (T1/IX): Kładki, na których spotykają się ludzie różnych światów (9)

     W Wielki Piątek i Wielką Sobotę Izabela z ciotką Joanną kwestują w kościele. Po wielu wahaniach Wokulski idzie tam w sobotę i przynosi w datku 25 złotych półimperiałów (ok.200 rubli). Po rozmowie z paniami decyduje się dać Mraczewskiemu posadę w Moskwie, zwłaszcza że Izabela wyraziła się o subiekcie lekceważąco. Hrabina zaprasza Wokulskiego do siebie na śniadanie wielkanocne. Kupiec postanawia nauczyć się angielskiego i kupić powóz, co go zbliży do arystokracji. Po odejściu z ukrycia obserwuje Izabelę i widzi, jak kokietuje ona innych mężczyzn.
    Przed grobem Chrystusa Wokulski zauważa piękną kobietę z małą córeczką Helą (później poznamy ją jako Helenę Stawską) oraz 19-letnią prostytutkę, której pomaga zejść ze złej drogi. 
    W niedzielę Wokulski odwiedza salon hrabiny Joanny, wzbudzając w arystokracji mieszane uczucia.  Okazuje się, że kupiec dobrze zna najważniejsze osobistości Warszawy, pragnące ubijać z nim interesy, ale on rozgląda się tylko za Izabelą. Hrabina zapoznaje go z prezesową Zasławską, która niegdyś była zakochana w stryju Wokulskiego, również Stanisławie, jednak musieli się rozstać z powodu różnic społecznych. Zasławska chce postawić na grobie ukochanego pomnik z połowy głazu, na którym niegdyś siadali, i wyryć na nim fragment wiersza Mickiewicza. Prosi Wokulskiego o pomoc w tym przedsięwzięciu.
     Izabela zastanawia się nad fenomenem Wokulskiego. Jej towarzyszka, Florentyna, nazywa go bohaterem sezonu.

Rozdział dziesiąty (T1/X): Pamiętnik starego subiekta - fragm. 2 (10)

- Początek rozdziału dotyczy spraw aktualnych, czyli otwarcia nowego sklepu Wokulskiego.
"...Mamy tedy nowy sklep: pięć okien frontu, dwa magazyny, siedmiu subiektów i szwajcara we drzwiach. Mamy jeszcze powóz błyszczący jak świeżo wyglancowane buty, parę kasztanowatych koni, furmana i lokaja - w liberii. I to wszystko spadło na nas w początkach maja, kiedy Anglia, Austria, a nawet skołatana Turcja uzbrajały się na łeb na szyję!"
- Później Rzecki wspomina swój udział w Wiośnie Ludów (1848-1849), gdy wraz z Augustem Katzem wyjechali na Węgry bić Austriaków pod wodzą gen. Józefa Bema. Opisuje jedną ze zwycięskich bitew, po której następowały już same klęski, aż do tej ostatecznej - pod Vilagos (13 sierpnia 1849), kiedy to powstanie węgierskie upadło.
"Było to bodaj czy nie ostatnie nasze zwycięstwo. Od tej chwili sztandary z trzema rzekami częściej chodziły przed nieprzyjacielem aniżeli za nieprzyjacielem, dopóki wreszcie pod Vilagos nie opadły z drzewców jak liście na jesieni.
Dowiedziawszy się o tym Katz rzucił szpadę na ziemię (byliśmy już obaj oficerami) i powiedział, że teraz tylko sobie w łeb strzelić".
- W drodze do Turcji Katz, który stracił wiarę w dziejową sprawiedliwość, popełnia samobójstwo, strzelając sobie w skroń.
"- Węgry!... już nie ma Węgier! - mruczał Katz. - Równość... nigdy nie było równości!... Sprawiedliwość... nigdy jej nie będzie... Świnia wykąpie się nawet w bagnie; ale człowiek z sercem!... Darmo, panie Mincel, już ja u ciebie nie będę krajać mydła... (...) Spojrzałem. Katz leżał na barłogu skurczony, z wystrzelonym pistoletem w ręku".
- Rzecki przez kolejne dwa lata tuła się po Europie, tęskniąc za krajem.
"W parę dni po śmierci Katza weszliśmy do Turcji, a przez dwa lata następne ja, już sam, tułałem się po całej Europie. Byłem we Włoszech, Francji, Niemczech, nawet w Anglii, a wszędzie nękała mnie bieda i żarła tęsknota za krajem." 
- W grudniu 1851 r. Rzecki przedostaje się przez Galicję do Tomaszowa, a stamtąd do Zamościa, gdzie przebywa rok. Komunikuje się z Janem Minclem, który pomaga mu wrócić do kraju.
"Zdaje się jednak, że Jaś Mincel zrobił inną rzecz, choć nie wspomniał o niej do śmierci i nawet nie lubił o tym rozmawiać. Oto chodził on do różnych jenerałów, którzy odbyli węgierską kampanię, i tłumaczył im, że przecież powinni ratować kolegę w nieszczęściu. No i uratowali mnie, tak że już w lutym 1853 roku mogłem jechać do Warszawy. Zwrócono mi nawet patent oficerski, jedyną pamiątkę, jaką wyniosłem z Węgier nie licząc dwu ran: w piersi i w nogę". 
- List Mincla do Rzeckiego:
"Mój kochany Ignacy! Posyłam ci dwieście złotych na drogę, to się później obrachujemy. Zajedź wprost do mego sklepu na Krakowskim Przedmieściu, a nie na Podwal, broń Boże! bo tam mieszka ten złodziej Franc; niby mój brat, któremu nawet pies porządny nie powinien podawać ręki. Całuję cię, Jan Mincel. Warszawa, d. 16 lutego r. 1853Ale, ale!... Stary Raczek, co się z twoją ciotką ożenił, to wiesz - umarł, a i ona także, ale pierwej. Zostawili ci trochę gratów i parę tysięcy złotych. Wszystko jest u mnie w porządku, tylko salopę ciotki mole trochę sponiewierały, bo bestia Kaśka zapomniała włożyć bakuniu. Franc kazał cię ucałować. Warszawa, d. 18 lutego r. 1853."
- Zabawny opis podróży do Warszawy na żydowskiej furmance, którą jechało mnóstwo krewnych woźnicy.
"Przez cztery dni zdawało mi się, że siedzę w przenośnej bożnicy. Na każdym popasie jakiś pasażer ubywał, inny zajmował jego miejsce. Pod Lublinem zsunęła mi się na plecy ciężka paka; istny cud, żem nie stracił życia. Pod Kurowem staliśmy parę godzin na szosie, gdyż zginął czyjś kufer, po który furman jeździł konno do karczmy. Przez całą wreszcie drogę czułem, że leżąca na moich nogach pierzyna jest gęściej zaludniona od Belgii".
- Charakterystyka braci Minclów:
"Jan Mincel był romantyk i entuzjasta, Franc spokojny i zgryźliwy; Jan był gorącym bonapartystą, Franc republikaninem i specjalnym wrogiem Napoleona III. Nareszcie Franc Mincel przyznawał się do niemieckiego pochodzenia, podczas gdy Jan uroczyście twierdził, że Minclowie pochodzą ze starożytnej polskiej rodziny Miętusów, którzy kiedyś, może za Jagiellonów, a może za królów wybieralnych osiedli między Niemcami".
- Dywagacje Rzeckiego nad powodem dziwnego zachowania Wokulskiego - stary subiekt podejrzewa przyczyny polityczne. 
"Miał po śmierci żony spokojny kawałek chleba, więc po co pojechał do Bułgarii? Zdobył tam taki majątek, że mógłby sklep zwinąć: po co zaś rozszerzył . go? Ma przy nowym sklepie pyszne dochody, więc po co tworzy jeszcze jakąś spółkę?...
Po co wynajął dla siebie ogromne mieszkanie? Po co kupił powóz i konie? Po co pnie się do arystokracji, a unika kupców, którzy mu tego darować nie mogą?
A w jakim celu zajmuje się furmanem Wysockim albo jego bratem, dróżnikiem z kolei żelaznej? Po co kilku biednym czeladnikom założył warsztaty? Po co opiekuje się nawet nierządnicą, która choć mieszka u magdalenek, mocno szkodzi jego reputacji?..." 
- Przeprowadzka do nowego sklepu i nowego mieszkania; Rzecki jest wzruszony, bo na polecenie Wokulskiego jeden z pokoi wiernie odtwarza jego dotychczasowe lokum 
"W początkach maja wprowadziliśmy się do nowego sklepu, który obejmuje pięć ogromnych salonów. W pierwszym pokoju, na lewo, mieszczą się same ruskie tkaniny: perkale, kretony, jedwabie i aksamity. Drugi pokój zajęty jest w połowie na te same tkaniny, a w połowie na drobiazgi do ubrania służące: kapelusze, kołnierzyki, krawaty, parasolki. W salonie frontowym najwykwintniejsza galanteria: brązy, majoliki, kryształy, kość słoniowa. Następny pokój na prawo lokuje zabawki tudzież wyroby z drzewa i metalów, a w ostatnim pokoju na prawo są towary z gumy i skóry".
"Boże miłosierny!... ależ ten drugi pokój to mój pokój, w którym mieszkałem od lat dwudziestu pięciu. Okna zakratowane, zielona firanka, mój czarny stół... A pod ścianą naprzeciw moje żelazne łóżko, dubeltówka i pudło z gitarą..."
- Rzeckiego zastanawia, czemu Wokulski się nie żeni, skoro jest tyle zainteresowanych nim kobiet. Niepokoją go też kontakty Stacha z dziwnymi ludźmi: Wiliamem Colinsem - nauczycielem języka angielskiego i tajemniczą panią Meliton. Ich wizyty kojarzy z wydarzeniami politycznymi i spekuluje, że Stach prowadzi jakąś działalność konspiracyjną. 
- Opis stosunków między siedmioma subiektami w nowym sklepie, szczególnie kwestia prześladowania Żyda Henryka  Szlangbauma, towarzysza Wokulskiego z Sybiru, którego ten osobiście bierze w obronę:
"- Panie... panie Lisiecki! Pan Henryk Szlangbaum był moim kolegą wówczas, kiedy działo mi się bardzo źle. Czybyś więc pan nie pozwolił mu kolegować ze mną dziś, kiedy mam się trochę lepiej?..."
- Rzecki opisuje też rosnącą niechęć do Żydów.
"W ogóle, może od roku, uważam, że do starozakonnych rośnie niechęć; nawet ci, którzy przed kilkoma laty nazywali ich Polakami mojżeszowego wyznania, dziś zwą ich Żydami. Zaś ci, którzy niedawno podziwiali ich pracę, wytrwałość i zdolności, dziś widzą tylko wyzysk i szachrajstwo."
- Opis wizyty Mraczewskiego i jego socjalistycznych poglądów.
- Marzenia Rzeckiego o ożenieniu Wokulskiego z piękną nieznajomą wdową, która ma córeczkę Helunię. (Ją właśnie Wokulski obserwował w kościele). 
- Opis uroczystości poświęcenia nowego sklepu.
"Wracam do ceremonii poświęcenia. Główna uroczystość, czyli obiad, odbyła się w wielkiej sali Hotelu Europejskiego. Salę ubrano w kwiaty, ustawiono ogromne stoły w podkowę, sprowadzono muzykę i o szóstej wieczór zebrało się przeszło sto pięćdziesiąt osób. Kogo bo tam nie było!... Głównie kupcy i fabrykanci z Warszawy, z prowincji, z Moskwy, ba, nawet z Wiednia i z Paryża. Znalazło się też dwu hrabiów, jeden książę i sporo szlachty. O trunkach nie wspominam, gdyż naprawdę nie wiem, czego było więcej : listków na roślinach zdobiących salę czy butelek. Kosztowała nas ta zabawa przeszło trzy tysiące rubli, ale widok tylu jedzących osób był zaiste okazały".
- Mraczewski sugeruje Rzeckiemu, że Wokulski robi wszystko dla zdobycia Izabeli Łęckiej. Ten nie wierzy i wypytuje Szumana o powody dziwnego zachowania przyjaciela:
"- Powiedz mi, doktorze, ale szczerze, co myślisz o Stachu?... Bo on mnie niepokoi. Widzę, że od roku rzuca się na jakieś po prostu awantury... Ten wyjazd do Bułgarii, a dziś ten magazyn... spółka... powóz... Jest dziwna zmiana w jego charakterze...
- Nie widzę zmiany - odparł Szuman. - Był to zawsze człowiek czynu, który, co mu przyszło do głowy czy do serca, wykonywał natychmiast. Postanowił wejść do uniwersytetu i wszedł, postanowił zrobić majątek i zrobił. Więc jeżeli wymyślił jakieś głupstwo, to także się nie cofnie i zrobi głupstwo kapitalne. Taki już charakter.
- Z tym wszystkim - wtrąciłem - widzę w jego postępowaniu wiele sprzeczności...
- Nic dziwnego - przerwał doktór. - Stopiło się w nim dwu ludzi: romantyk sprzed roku sześćdziesiątego i pozytywista z siedemdziesiątego. To, co dla patrzących jest sprzeczne, w nim samym jest najzupełniej konsekwentne".

Rozdział jedenasty (T1/XI): Stare marzenia i nowe znajomości (11)

Przedstawienie postaci pani Meliton (swatki), droga jej życia i kulisy znajomości z Wokulskim. To właśnie ona, oczywiście za odpowiednim wynagrodzeniem, informuje kupca o wszelkich sprawach dotyczących rodziny Łęckich, a przede wszystkim: kiedy i gdzie może on spotkać pannę Izabelę. Wtedy Wokulski rzuca wszystko i idzie choćby ukłonić się ukochanej z daleka. Ma przy tym ambiwalentne uczucia - od zachwytu panną do obojętności a nawet niechęci do niej.
"Zresztą panna Izabela jest sobie piękna panna, przypuśćmy, że nawet niezwykle piękna, ale tylko panna, nie nadprzyrodzone zjawisko. Tysiące równie ładnych chodzi po świecie, a ja też nie myślę czepiać się zębami jednej spódnicy. Odepchnie mnie?... Dobrze!... Z tym większym rozmachem padnę w objęcia innej..."
Nie może jednak oprzeć się chęci widzenia Izabeli, choć czasem musi zrezygnować ze swoich planów, ot, choćby wtedy, gdy książę zaprasza go znienacka do siebie, aby omówić sprawy spółki. Spółka jest ważna, bo pozwoli wejść Wokulskiemu w świat arystokracji i zwiększyć szanse zdobycia panny.
"Wokulski doznał takiego wrażenia jak człowiek, który spadł z wysokości i uderzył piersiami o ziemię. Pomieszanie jego nie uszło uwagi księcia, który uśmiechnął się przypisując to radości z jego wizyty i zaprosin. Przez głowę mu nawet nie przeszło, że dla Wokulskiego może być ważniejszym spacer do Łazienek aniżeli wszyscy książęta i spółki".
Charakterystykę księcia, jego stosunek do nierówności społecznych i działalność publiczną narrator podsumowuje tym krótkim stwierdzeniem:
"Czuł i myślał, pragnął i cierpiał - za miliony. Tylko - nic nigdy nie zrobił użytecznego. Zdawało mu się, że ciągłe frasowanie się całym krajem ma bez miary wyższą wartość od utarcia nosa zasmolonemu dziecku".
Podczas spotkania u księcia Wokulski przedstawia zasady działania spółki:
- Wiadomo panom - zaczął Wokulski - że Warszawa jest handlową stacją między Europą zachodnią i wschodnią. Tu zbiera się i przechodzi przez nasze ręce część towarów francuskich i niemieckich przeznaczonych dla Rosji, z czego moglibyśmy mieć pewne zyski, gdyby nasz handel... (...) był prowadzony porządnie. (...) - Wskazuję panom drogę uporządkowania handlu Warszawy z zagranicą, co stanowi pierwszą połowę mego projektu i jedno źródło zysku dla krajowych kapitałów. Drugim źródłem jest handel z Rosją. Znajdują się tam towary poszukiwane u nas i tanie. Spółka, która zajęłaby się nimi, mogłaby mieć piętnaście do dwudziestu procentów rocznie od wyłożonego kapitału. Na pierwszym miejscu stawiam tkaniny...
Uspokaja zebranych, że nie przyniesie to strat rodzimym fabrykom, gdyż większość z nich i tak należy do Niemców.
- Jestem gotów - mówił Wokulski - natychmiast wyliczyć fabryki, w których cała administracja i wszyscy lepiej płatni robotnicy są Niemcami, których kapitał jest niemiecki, a rada zarządzająca rezyduje w Niemczech; gdzie nareszcie robotnik nasz nie ma możności ukształcić się wyżej w swoim fachu, ale jest parobkiem źle płatnym, źle traktowanym i na dobitkę germanizowanym...
Na koniec przedstawia osobiste korzyści, które każdy udziałowiec odniesie, lokujac w spółce swój kapitał:
- Owe trzy miliony rubli stanowią mój osobisty kredyt i przynoszą mi bardzo mały procent jako pośrednikowi - mówił Wokulski.- Oświadczam jednak, że o ile w miejsce kredytu podstawiłoby się gotówkę, zysk z niej wynosiłby piętnaście do dwudziestu procentów, a może więcej Otóż ten punkt sprawy obchodzi panów, którzy składacie pieniądze w bankach na niski procent. Pieniędzmi tymi obracają inni i zyski ciągną dla siebie. Ja zaś ofiaruję panom sposobność użycia ich bezpośredniego i powiększenia własnych dochodów. Skończyłem.
Zebrani deklarują kwoty, które chcą zainwestować.
Niejaki Maruszewicz prosi Wokulskiego o zatrudnienie  w spółce z pensją 1000-2000 rubli, choć nie ma wykształcenia ani kwalifikacji. 
Łęcki przedstawia Wokulskiemu swego kuzyna, 28-letniego Juliana Ochockiego, którego kupiec traktuje początkowo jako rywala do ręki Izabeli. Podczas wspólnego spaceru Ochocki opowiada mu o sobie i swoich marzeniach. Opanowała go idea zbudowania latającej maszyny, dla której jest gotów wyrzec się miłości.
Matka moja była a ż Łęcka - rzekł z ironią - ale ojciec tylko Ochocki. To bardzo osłabia związki rodzinne... Pana Tomasza, który jest dla mnie jakimś ciotecznym stryjem, nie znałbym do dziś dnia, gdyby nie stracił majątku. (...)
- Ach, czym ja się nie zajmuję!... - odparł Ochocki. - Fizyką, chemią i technologią... Przecież skończyłem wydział przyrodniczy w uniwersytecie i mechaniczny w politechnice... Zajmuję się wszystkim; czytam i pracuję od rana do nocy, ale - nie robię nic. Udało mi się trochę ulepszyć mikroskop, zbudować jakiś nowy stos elektryczny, jakąś tam lampę... (...) 
- Wszakże pan myślał kiedyś o machinach latających?... Nie o kierowaniu balonami, które są lżejsze od powietrza, bo to błazeństwo, ale - o locie machiny ciężkiej, napełnionej i obwarowanej jak pancernik?... Czy pan rozumie, jaki nastąpiłby przewrót w świecie po podobnym wynalazku?... Nie ma fortec, armii, granic... Znikają narody, lecz za to w nadziemskich budowlach przychodzą na świat istoty podobne do aniołów lub starożytnych bogów... Już ujarzmiliśmy wiatr, ciepło, światło, piorun... Czy więc nie sądzisz pan, że nadeszła pora nam samym wyzwolić się z oków ciężkości?... (...) Oszaleję albo... przypnę ludzkości skrzydła...
Wokulski porównuje się do Ochockiego i uznaje jego wyższość.
Gdybym był najwyższym sędzią - myślał - i gdyby spytano mnie, kto jest wart panny Izabeli: Ochocki czy Wokulski, musiałbym przyznać, że - Ochocki... O osiemnaście lat młodszy ode mnie (osiemnaście lat!...) i taki piękny... W dwudziestym ósmym roku życia skończył dwa fakultety (ja w tym wieku ledwie zaczynałem się uczyć...) i już zrobił trzy wynalazki (ja żadnego!). A nad to wszystko jest naczyniem, w którym wylęga się wielka idea... 
Nachodzą go myśli samobójcze, więc prowokuje bandę obdartusów, którzy najwyraźniej chcą go obrabować, ale dziwne zachowanie kupca skłania ich do ucieczki.

Rozdział dwunasty (T/1XII): Wędrówki za cudzymi interesami (12)
Pani Meliton informuje Wokulskiego,że (...) za kilka dni Łęckim sprzedają kamienicę, a jedynym kupcem będzie baronowa Krzeszowska, ich kuzynka i nieprzyjaciółka. Wiem z pewnością, że zapłaci za dom tylko sześćdziesiąt tysięcy rubli; a w takim razie resztka posagu panny Izabeli, w kwocie trzydziestu tysięcy rubli, przepadnie.
Sugeruje również, że Wokulski może wkraść się w łaski Izabeli, kupując klacz Sułtankę.
(...) możesz Pan sprawić Beli małą przyjemność. Baron Krzeszowski przyciśnięty potrzebą sprzedał własnej żonie swoją ulubioną klacz, która w tych dniach ma się ścigać i na którą wiele rachował. O ile znam stosunki, Bela byłaby szczerze kontenta, gdyby ani baron, ani jego żona nie posiadali tej klaczy w dniu wyścigów. Baron byłby zawstydzony, że sprzedał klacz, a baronowa- zrozpaczona, gdyby klacz wygrawszy, komu innemu przyniosła zysk. (...) Okazja zaś nastręcza się, gdyż o ilem słyszała, niejaki Maruszewicz, przyjaciel obojga Krzeszowskich, ma Panu zaproponować kupno tej klaczy.
Wokulski  czuje w sobie przypływ siły i po kupiecku zaczyna obliczać zyski i straty: Wydobył z biurka swój notatnik i począł rachować: "Klacz wyścigowa - głupstwo... Wydam najwyżej tysiąc rubli, z których wróci się przynajmniej część... Dom rs. 60 000, posag panny Izabeli rs. 30 000, razem rs. 90 000. Bagatela... prawie trzecia część mego majątku... W każdym razie za dom wróci mi się ze 60 000 albo i więcej... No!... trzeba skłonić Łęckiego, ażeby te 30 000 mnie powierzył, będę mu płacił 5 000 rubli rocznie jako dywidendę... Chyba im wystarczy?.. Konia oddam berejterowi, niech on zajmie się puszczeniem go na wyścigi... O dziesiątej będzie u mnie Maruszewicz, o jedenastej pojadę do adwokata... Pieniądze dostanę na ósmy procent - 7200 rubli rocznie; a że mam na pewno piętnaście procent... No i dom coś przynosi... A co powiedzą moi wspólnicy?,.. Ach, dużo mnie to obchodzi!... Mam 45 000 rubli rocznie, ubędzie 12-13 000 rubli, zostanie 32 000 rubli... Żona moja nudzić by się nie powinna... W ciągu roku wycofam się z tej kamienicy, choćby ze stratą 30 000 rubli... Wreszcie to nie jest strata, to jej posag..."
Nazajutrz za pośrednictwem Maruszewicza Wokulski kupuje od baronowej klacz za sumę 800 rubli, na co każe sobie wystawić kwit. Następnie udaje się obejrzeć z zewnątrz i od środka trzypiętrową kamienicę Łęckich. Wteszcie udaje się do adwokata i informuje go, że chce ją nabyć za 90 tys. rubli. Prawnik natychmiast orientuje się, że chodzi o posag Izabeli i jest przeciwny takim planom: 
- Pan wie, co to jest nasza arystokracja i jej dodatki?... Jest to parę tysięcy ludzi, którzy wysysają cały kraj, topią pieniądze za granicą, przywożą stamtąd najgorsze nałogi, zarażają nimi klasy średnie, niby to zdrowe, i - sami giną bez ratunku: ekonomicznie, fizjologicznie i moralnie Gdyby zmusić ich do pracy, gdyby skrzyżować z innymi warstwami, może... byłby z tego jaki pożytek, bo jużci są to organizacje subtelniejsze od naszych. Rozumie pan... skrzyżować, ale... nie wyrzucać na podtrzymanie ich trzydziestu tysięcy rubli. Otóż do skrzyżowania pomagam panu, ale do strwonienia trzydziestu tysięcy rubli - nie!...
Wokulski prosi Żyda Szlangbauma (ojca Henryka), żeby licytował kamienicę do 90 tys. rubli. Potem idzie obejrzeć zakupioną klacz, która zamierza wystawić anonimowo w wyścigach. Zaczyna wierzyć, że jeśli Sułtanka wygra, to Izabela go pokocha. Parę dni przed wyścigami przybywa w imieniu Krzeszowskiego hrabia-Anglik z propozycją odkupienia klaczy za 1200 rubli, ale Wokulski się nie zgadza. 

Rozdział trzynasty (T1/XIII): Wielkopańskie zabawy (13)
Sułtanka bierze udział w trzecim wyścigu i wygrywa pod dżokejem Yungiem. Publiczność nie ma wątpliwości, że wystawił ją Wokulski i urządza mu owację. Zaraz potem zgodnie z umową klacz zostaje zlicytowana za 800 rubli.  Całą kwotę oraz 300 rubli nagrody Wokulski przekazuje Izabeli na ochronkę. Krzeszowski wygłasza uszczypliwą uwagę dotyczącą wielbicieli Łęckiej, którzy utrudniają mu życie, a wtedy kupiec wyzywa go na pojedynek, jako powód podając, że baron go potrącił. 
Sekundantami Wokulskiego są Szuman i Rzecki.  barona - hrabia Liciński pozujący na Anglika i jakiś egiptolog. Ponieważ Wokulski nie zgadza się na żadne kroki pojednawcze, ustalają, że panowie będą się strzelać z odległości 25 kroków do pierwszej krwi. 
Pojedynek odbywa się następnego dnia rano. Baron, który zlekceważył przeciwnika i do  3.00 rano grał w karty, pudłuje. Kula Wokulskiego trafia w pistolet, którym Krzeszowski zasłonił twarz. - Szczególny wypadek! Mam dziurę w twarzy, ząb wybity, a kuli nie widać... Przecie jej nie połknąłem... Wtedy egiptolog podniósł i obejrzał starannie pistolet barona. - A!... - zawołał - to jasne... Kula w pistolet, a zamek w szczękę... Pistolet zdezelowany; bardzo interesujący strzał... Usatysfakcjonowany kupiec wyjaśnia baronowi, że został wyzwany na pojedynek, gdyż obraził kobietę.
W domu Wokulski zastaje Maruszewicza, który nie chce brać udziału w licytacji kamienicy. Szybko odkrywa, z jakim człowiekiem ma do czynienia: Ach, więc to on jest tym porządnym katolikiem, którego Szlangbaum wynajmuje do licytacji za piętnaście rubelków, ale nie radzi dawać mu wadium do ręki?... Oho!... I przy odbiorze ośmiuset rubli za klacz Krzeszowskiego był jakiś zmieszany... Aha!... I wiadomość o nabyciu przeze mnie klaczy on rozgłosił... Służy od razu dwom bogom: baronowi i jego małżonce... Tak, ale on za dużo wie o moich interesach... 
Następnego dnia Maruszewicz pojawia się znowu i chce, niby w imieniu Krzeszowskiego, wyłudzić 1000 rubli pożyczki. Wokulski zgadza się na 400 rubli, ale żąda kwitu z podpisem barona. Jest przekonany, że Maruszewicz ten kwit sfałszował.  Zdaje mi się - myślał - że jest to hultaj dużej ręki, a przy czym sprytny. Chciał ode mnie posady, lecz sam ją znalazł: śledzi mnie i donosi innym. Mógłby mi narobić kłopotu, gdyby nie te czterysta rubli, które wziął, jestem pewny, za sfałszowanym podpisem. 
Pod wpływem spotkania z oszustem Wokulski rozmyśla o wpływie miłości do Izabeli na jego poczynania:
Cztery dni temu o mało nie zabiłem człowieka, dziś dla drugiego postawiłem most do więzienia i - wszystko dla niej za jedno: merci... No, dla niej także zrobiłem majątek, daję pracę kilkuset ludziom, pomnożę bogactwa kraju... Czymże byłbym bez niej? Małym, galanteryjnym kupcem. A dziś mówią o mnie w całej Warszawie, ba!... Odrobina węgla porusza okręt dźwigający dolę kilkuset ludzi, a miłość porusza mnie. A jeżeli mnie spali tak, że zostanę tylko garścią popiołu?... 
Adwokat ostrzega Wokulskiego, by nie afiszował się z kupnem kamienicy, bo zamrożenie takiego kapitału podważy jego wiarygodność w oczach udziałowców spółki i postawi w niezręcznej sytuacji wobec Łęckich. Rzecki przekazuje opinie ludzi, twierdzących, że Wokulski oszalał i niedługo zbankrutuje. Radzi, aby Stach zrezygnował ze swoich dziwacznych pomysłów, ale on nie ma zamiaru:
Człowiek spragniony nie cofa się od krynicy. Mam zginąć, niech zginę pijąc... Czego wy zresztą chcecie ode mnie?... Od dzieciństwa żyłem jak ptak spętany: w służbach, w więzieniach, a choćby i w tym nieszczęsnym małżeństwie, do którego zaprzedałem się... A dziś, kiedy rozwinęły mi się skrzydła, zaczynacie na mnie wrzeszczeć jak swojskie gęsi na dziką, która zerwała się do lotu... Co mi tam jakiś głupi sklep albo spółka!... Ja chcę żyć, ja chcę...
Odnosi sukces, bo otrzymuje list od Tomasza Łęckiego:
Szanowny Panie! Córka moja koniecznie życzy sobie bliżej poznać Pana. Wola kobiety jest świętą: ja więc proszę Pana na jutro do nas, na obiad (około szóstej), a Pan - nawet nie próbuj wymawiać się. Proszę przyjąć zapewnienie wysokiego szacunku. 

Rozdział czternasty (T1/XIV): Dziewicze marzenia (14)
Izabela analizuje swoja znajomość z Wokulskim, dzieląc ją na kilka faz. Najpierw wydawał jej się zuchwałym dorobkiewiczem z grubo ciosaną figurą, czerwonymi rękami i szorstkim obejściem, który osmielił się dawać Łęckim zasiłki. Potem uznała, że kupiec ją czci, gdyż wypędził Mraczewskiego, a na jedno słowo Izabeli dał mu lepsza posadę. W trzeciej fazie, po śniadaniu wielkanocnym u ciotki, dostrzegła,  że Wokulski ma twarz niepospolitą. Rysy wyraziste i stanowcze, włos jakby najeżony gniewem, mały wąs, ślad bródki, kształty posągowe, wejrzenie jasne i przejmujące... Gdyby ten człowiek zamiast sklepu posiadał duże dobra ziemskie - byłby bardzo przystojnym; gdyby urodził się księciem - byłby imponująco piękny. Zaczęła się cieszyć, że taki niepospolity czlowiek szaleje za nią, tym bardziej, że nie miała juz żadnych konkurentów do ręki oprócz dwóch starców: marszałka i barona. Jednak najbardziej przeszkadzał jej fakt, że Wokulski jest kupcem i to w dodatku galanteryjnym. Czwarta faza obejmowała widywanie Wokulskiego w Łazienkach oraz stosunek do niego powszechnie szanowanej prezesowej Zasławskiej. Pewnego razu nie zjawił się na zaaranżowanym spotkaniu i okazało się, że był wtedy na zebraniu u księcia w sprawie spółki. Izabela myślała nawet, że chciał poprzez znajomość z nią wejść na salony, ale teraz znalazł inną drogę. Wtedy wynikła sprawa kupna klaczy i pojedynku Wokulskiego z Krzeszowskim. "Ażeby zrobić mi przyjemność (bo z pewnością nie miał innych powodów), podstawił baronowi nogę kupując konia... Całą wygraną (stanowczy dowód bezinteresowności) złożył na ochronę, i to na moje ręce (baron widział to). A nade wszystko, jakby odgadując moje myśli, wyzwał go na pojedynek... No, dzisiejsze pojedynki kończą się zwykle szampanem; ale zawsze baron przekona się, że jeszcze nie jestem tak starą... Nie, w tym Wokulskim jest coś... Szkoda tylko, że jest galanteryjnym kupcem. Przyjemnie byłoby mieć takiego wielbiciela, gdyby... gdyby zajmował inne stanowisko w świecie."
Izabela boi się, że Wokulski zginie w pojedynku, co może zaszkodzić interesom jej ojca, ale wkrótce zaczynają jej przychodzic do głowy inne myśli:
"Co za szczególny traf! - mówiła w sobie. - Jutro walczyć będą z jej powodu dwaj ludzie, którzy ją śmiertelnie obrazili: Krzeszowski złośliwymi drwinami, Wokulski - ofiarami, jakie ośmielił się ponosić dla niej. Ona mu już prawie przebaczyła i kupno serwisu, i owe weksle, i owe przegrane w karty do ojca, z ktorych przez parę tygodni utrzymywał się cały dom... (Nie, jeszcze mu nie przebaczyła i nie przebaczy nigdy!...) Ale choćby nawet, to jednak - za jej obrazę ujęła się sprawiedliwość boska... I kto jutro zginie?... Może obaj. W każdym razie ten, który poważył się pannie Izabeli Łęckiej ofiarować pomoc pieniężną. Człowiek taki, jak kochanek Kleopatry, żyć nie może..." Tak myślała zanosząc się od płaczu; żal jej było oddanego sługi, a może powiernika; ale korzyła się przed wyrokami Opatrzności, która nie przebacza obrazy wyrządzonej pannie Łęckiej. Gdyby Wokulski mógł w tej chwili zajrzeć w jej duszę, uciekłby z przestrachem i uleczyłby się ze swego obłędu.
Trzeciego dnia po pojedynku baron Krzeszowski przysłał Izabeli list z przeprosinami i kosztowne pudełeczko z wybitym w pojedynku zębem. Następuje pogodzenie skłóconych kuzynów (baron do tej pory kpił ze staropanieństwa Beli, a ona wypominała mu małżeństwo z mieszczką). 
Izabela dochodzi do wniosku, że Wokulski doskonale nadaje się na jej wiernego opiekuna i powiernika.  Marzyła, że Wokulski sprzedał swój sklep, a kupił dobra ziemskie, lecz pozostał naczelnikiem spółki handlowej przynoszącej ogromne zyski. Cała arystokracja przyjmowała go u siebie, ona zaś, panna Izabela, zrobiła go swoim powiernikiem. On podźwignął ich majątek i podniósł go do dawnej świetności; on spełniał wszystkie jej zlecenia; on narażał się, ile razy była tego potrzeba. On wreszcie wyszukał jej męża, odpowiedniego znakomitości domu Łęckich. Wszystko to robił, ponieważ kochał ją miłością idealną, więcej niż własne życie. I czuł się zupełnie szczęśliwym, jeżeli uśmiechnęła się do niego, życzliwiej spojrzała albo po jakiejś wyjątkowej zasłudze serdecznie uścisnęła go za rękę. Gdy zaś Pan Bóg dał jej dzieci, on wyszukiwał im bony i nauczycieli, powiększał ich majątek, a nareszcie, gdy ona zmarła (w tym miejscu łzy zakręciły się w pięknych oczach panny Izabeli), on zastrzelił się na jej grobie... Nie, przez delikatność, którą ona w nim rozwinęła, zastrzelił się o kilka grobów dalej.
Razem z ojcem postanawiają zaprosić Wokulskiego na obiad, gdyż to człowiek użyteczny, więc warto nawiązać z nim bliższe kontakty, bo przecież nawet wierną służbę dopuszczamy do niejakiej poufałości. 

Rozdział piętnasty (T2/I): W jaki sposób duszę ludzką szarpie namiętność, a w jaki rozsądek (15)
Cały rozdzial jest poświęcony rozmyślaniom Wokulskiego nad przyczyną i celem zaproszenia go na obiad do Łęckich. Mężczyzna włóczy sie po ulicach i zastanawia się, czy Izabela go kocha, czy w ogóle potrafi kochać, czy ma sznasę ją poślubić?
Po powrocie do domu pisze list do Szlangbauma, aby wylicytował kamienicę pod własnym nazwiskiem. Następnego dnia poddaje się zabiegom fryzjerskim i wystrojony we frak jedzie złożyć Łęckim wizytę. 

Rozdział szesnasty (T2/II): "Ona" - "on" - i ci inni (16)
Do Warszawy przyjeżdża włoski aktor Rossi. Izabela poznała go przed paru laty w Paryżu i połączyło ich platoniczne uczucie. Na pożegnanie dostała od artysty egzemplarz Romea i Julii ze znaczącą dedykacją: "Mdła mucha więcej ma mocy, czci i szczęścia aniżeli Romeo..."
Godzinę przed obiadem Łęcka wróciła od ciotki rozczarowana, bo zapowiedziana wizyta Rossiego nie doszła do skutku. Galanteryjny kupiec po Rossim, którego podziwiał cały świat, wydał jej się tak śmiesznym, że po prostu ogarnęła ją litość. 
Tymczasem Tomasz Łęcki snuje naiwne wizje pomnożenia przy pomocy Wokulskiego szczątków swojego majątku. Z kamienicy zostanie mi czterdzieści, nie - pięćdziesiąt, a może i sześćdziesiąt tysięcy rubli... Nie, nie przesadzajmy, niech pięćdziesiąt tysięcy, no - niechby tylko czterdzieści tysięcy... Dam mu to, on będzie mi płacił z osiem tysięcy rubli rocznie, resztę zaś (jeżeli interes pójdzie w jego rękach, jak się spodziewam), resztę procentów - każę kapitalizować... Za pięć, sześć lat suma podwoi się, a już za dziesięć - może wzrosnąć w czwórnasób... Bo to w operacjach handlowych pieniądze szalenie się mnożą... 
Przy stole toczy się rozmowa o planowanym wyjeździe  do Paryża, który Łęccy uzależniają od Wokulskiego. Kupiec jest wyjątkowo opanowany: Myśl miał tak swobodną, że nie tylko dokładnie widział każde drgnienie fizjognomii swoich współbiesiadników, ale jeszcze (co już było zabawne), patrząc na pannę Izabelę, robił sobie następujący rachunek: "Suknia. Piętnaście łokci surowego jedwabiu po rublu - piętnaście rubli... Koronki z dziesięć rubli, a robota z piętnaście... Razem-czterdzieści rubli suknia, ze sto pięćdziesiąt rubli kolczyki i dziesięć groszy róża..." 
Podczas obiadu Wokulski postanawia sprowokować arystokratów,  odstępując od przyjętych zasad, np. je sandacza przy pomocy noża i widelca. - Anglicy uważają to prawie za obrazę... - wydeklamowała panna Florentyna. - Anglicy mają ryby morskie, które można jadać samym widelcem; nasze zaś ryby ościste może jedliby innym sposobem...- O, Anglicy nigdy nie łamią form - broniła się panna Florentyna. - Tak - mówił Wokulski - nie łamią form w warunkach zwykłych, ale w niezwykłych stosują się do prawidła: robić, jak wygodniej. Sam zresztą widywałem bardzo dystyngowanych lordów, którzy baraninę z ryżem jedli palcami, a rosół pili prosto z garnka.
Zachowanie kupca imponuje pannie Izabeli i wprowadza w jej myślach zamęt: Przez myśl przebiegały jej zdania: "kupił serwis" - "przegrywał umyślnie w karty do ojca" - "znieważył mnie", a potem: "kocha mnie" - "kupił konia wyścigowego" - "pojedynkował się" - "jadał baraninę z lordami w najwyższych towarzystwach..." Pogarda, gniew, podziw, sympatia kolejno potrącały jej duszę jak krople gęsto padającego deszczu;
Łęcka dziękuje Wokulskiemu za doprowadzenie do zgody z Krzeszowskim i pyta go, jak mogłaby się odwdzięczyć za jego uprzejmość, a ten odpowiada: proszę o jedno: ażebym mógł służyć pani, o ile mi siły starczą. Zawsze i we wszystkim.
Wizyta Wokulskiego kończy się postanowieniem wspólnego wyjazdu do Paryża. 

Rozdział siedemnasty (T2/III): Kiełkowanie rozmaitych zasiewów i złudzeń (17)
Po powrocie do domu Wokulski, którego Izabela potraktowała tak łaskawie, jest gotów przychylić nieba całemu światu. Okazaja nadarza się natychmiast, gdyż inkasent Oberman zgubił czterysta kilkadziesiąt rubli i żeby je zwrócić, musiałby poświęcić całe swoje oszczędności przeznaczone na kształcenie syna. Wokulski darowuje mu dług. Myśląc, kogo by jeszcze uratować, czyta zaległe listy. Znalazł stronicę i z uwagą przeczytał dwa listy: jeden pisany elegancko, drugi - jakby go kreśliła dziecinna ręka. W pierwszym zawiadomiono go, że taka to a taka Maria, niegdyś dziewczyna złego prowadzenia, obecnie nauczyła się szyć bielizny, krawiectwa i odznacza się pobożnością, posłuszeństwem, łagodnością i dobrymi obyczajami. W drugim liście sama owa Maria... dziękowała mu za dotychczasową pomoc i prosiła tylko o wyszukanie jakiego zajęcia. "Niech już wielmożny i dobrotliwy pan - pisała - kiedy z łaski Boga ma takie duże fundusze, na mnie grzeszną ich nie wydaje. Bo ja teraz sama sobie poradzę, bylem miała o co ręce zaczepić, a ludzi, co potrzebują gorzej niż ja, nieszczęśliwa, zhańbiona, w Warszawie nie brak..." Kupiec załatwia byłej prostytutce mieszkanie u furmana Wysockiego. Przy okazji dowiaduje się, jak się powodzi jego bratu, Kasprowi:- Niezgorzej, wielmożny panie. Siedzi, dziękować Bogu i wielmożnemu panu, w Skierniewicach, ma grunt, najął parobka i tera z niego wielki pan. Za parę lat jeszcze ziemi dokupi, bo stołuje się u niego jeden dróżnik i stróż, i dwa smarowniki. Nawet mu tera kolej pensji dodała...
Kiedy przychodzi Marianna, Wokulski przedstawia jej plany na przyszłość:
- Zostanie pani tymczasem w Warszawie. Mieszkać będzie pani na Tamce, przy rodzinie furmana Wysockiego. To bardzo dobrzy ludzie. Pokój będzie pani miała osobny, stołować się będzie pani u nich, a maszyna i wszystko, co się okaże potrzebnym do szycia bielizny, znajdzie się także. Rekomendacje do składu bielizny dam pani, a po paru miesiącach zobaczymy, czy utrzyma się pani z tej roboty. - Oto adres Wysockich. Proszę tam zaraz pójść, kupić z Wysocką sprzęty, dopilnować, ażeby uporządkowali pokój. Maszynę przyślę pani jutro... A oto pieniądze na zagospodarowanie się. Pożyczam je; zwróci mi je pani ratami, jak już zacznie iść robota.
Następnie składa wizytę Krzeszowskiemu, ale nie zostaje przyjęty, bowiem baron odkrył, że Wokulski nabył jego klacz 200 rubli taniej, więc przestał mu ufać. Wiem, że miał prawo... Ale człowiek, który dla pokazania się wyrzuca tysiące rubli, a gdzieś w kącie zarabia na histeryczkach po dwadzieścia pięć procent, taki człowiek nie jest smaczny... To nie dżentelmen... Zbrodni nie popełnił, ale... jest tak nierówny w stosunkach, jak ktoś, kto rozdając znajomym w prezencie dywany i szale wyciągałby nieznajomym chustki do nosa. Podejrzeń nabiera również hrabia Liciński i postanawia bacznie przygladać się  prowadzeniu spółki.
Niedługo potem  Wokulski odwiedza adwokata, żeby ostatecznie załatwić sprawę kupna kamienicy. Dowiaduje się, że Krzeszowska pożyczyła 10 tys. rubli, spodziewając się wyższej licytacji. Adwokat ustala, że kamienicę wylicytuje Szlangbaum za 90 tys. rubli. Zabezpieczeniem transakcji jest dokument, mówiący że  pan S. Szlangbaum zaciąga od wielmożnego S. Wokulskiego dług w kwocie dziewięćdziesięciu tysięcy rubli i takowy zabezpiecza na nowo nabytej przez siebie kamienicy. Gdyby zaś pan S. Szlangbaum do dnia 1 stycznia 1879 roku powyższej sumy nie zwrócił...(...) W takim razie kupiona przez niego kamienica po jaśnie wielmożnych Łęckich przechodzi na własność wielmożnego S. Wokulskiego.
Prosto od adwokata Wokulski pędzi do Łazienek, gdzie, zgodnie z informacją pani Meliton, ma być Izabela z ciotką i ojcem. Łęcka proponuje mu spacer w stronę Pomarańczarni i żali się, że wielki tragik Rossi został przyjęty w Warszawie dość ozięble. Wokulski obiecuje, że na najbliższym przedstawieniu aktor będzie miał owacje. Wieczorem wzywa do siebie Obermana i załatwia z nim sprawy związane z jutrzejszym przedstawieniem.

Rozdział osiemnasty (T2/IV): Zdumienia, przywidzenia i obserwacje starego subiekta (18)
Rzecki obserwuje dziwne zachowanie Wokulskiego, który nagle zainteresował się teatrem i nie ma czasu na inne sprawy. Nadaremnie poszukują go Szlangbaum i adwokat. Kupiec wybiera prezenty (wazon z saskiej porcelany) i kwiaty dla Rossiego, który dziś będzie grał Makbeta. Przydziela też zadanie przyjacielowi - dziś po trzecim akcie Rzecki ma wręczyć aktorowi album z widokami Warszawy.
Stary subiekt bardzo źle się czuje w teatrze, szczególnie że przydzielono mu miejsce w pierwszym rzędzie, więc wszyscy mogą go obserwować. Zaczęto pytać się: kto to jest? a chociaż nie poznano osoby, w lot jednakże spostrzeżono że, cylinder pana Ignacego pochodzi sprzed lat dziesięciu, krawat sprzed pięciu, a ciemnozielony surdut i obcisłe spodnie w kratki sięgają nierównie dawniejszej epoki. Na szczęście udaje mu się zamienić miejscami ze znajomym fabrykantem pierników - otyłym Pifke, który z chęcią zgadza się rówież na wręczenie albumu. 
Siedząc w ósmym rzędzie, Rzecki obserwuje publiczność i ze zdumieniem stwierdza, że Wokulski prawdopodobnie dyryguje klakierami. Kiedy piękne oblicze panny Izabeli wyrażało najwyższy zachwyt, wtedy Wokulski pocierał sobie ręką wierzch głowy. A wówczas, jakby na komendę, z galerii i z paradyzu odzywały się gwałtowne oklaski i wrzaskliwe okrzyki: "Brawo, brawo Rossi!..." Zdawało się nawet panu Ignacemu, że gdzieś w tym chórze odróżnia zmęczony głos inkasenta Obermana, który pierwszy zaczynał wrzeszczeć a ostatni milknąć. 
W rezultacie Rzecki wychodzi z teatru zadowolony, gdyż sztuka zrobiła na nim wrażenie, a Rossi świetnie zagrał Makbeta.  Niepokoi się jednak zainteresowaniem Wokulskiego Izabelą, która publicznie okazywała uwielbienie Włochowi.  W końcu subiekt udaje się do restauracji, gdzie wypija siedem kufli piwa i po powrocie do domu zapada w niespokojny sen.
1) Sny miał okropne. Śniło mu się czy tylko przywidywało, że ciągle jest w teatrze i że widzi Wokulskiego z szeroko otwartymi oczyma, zapatrzonego w jedną lożę. W loży tej siedziała hrabina, pan Łęcki i panna Izabela. Rzeckiemu zdawało się, że Wokulski patrzy tak na pannę Izabelę. (...) Tymczasem (wszystko w marzeniu) panna Izabela podniosła się z fotelu i wyszła z łoży, a Wokulski za nią, wciąż patrząc jak człowiek zamagnetyzowany. Panna Izabela opuściła teatr, przeszła plac Teatralny i lekkim krokiem wbiegła na ratuszową wieżę, a Wokulski za nią, wciąż patrząc jak człowiek zamagnetyzowany. A potem z ganku ratuszowej wieży panna Izabela, uniósłszy się jak ptak, przepłynęła na gmach teatralny, a Wokulski chcąc lecieć za nią, runął z wysokości dziesięciu piętr na ziemię.
2) Kilka minut leżał z otwartymi oczami i znowu przywidziało mu się, że jest w teatrze, akurat po zakończeniu trzeciego aktu, w chwili kiedy fabrykant Pifke miał podać Rossiemu album Warszawy i jej piękności. Pan Ignacy wytęża wzrok (Pifke bowiem jego zastępuje), wytęża wzrok i z najwyższym przerażeniem widzi, że niecny Pifke zamiast kosztownego albumu podaje Włochowi jakąś paczkę owiniętą w papier i niedbale zawiązaną szpagatem. (...) Włoch (...) uśmiecha się ironicznie, odwiązuje szpagat, odwija papier i wobec panny Izabeli, Wokulskiego, hrabiny i tysiąca innych widzów ukazuje... żółte nankinowe spodnie z fartuszkiem na przodzie i ze strzemiączkami u dołu. Właśnie te same, których pan Ignacy używał w epoce sławnej kampanii sewastopolskiej ... Na domiar okropnośći nędzny Pifke wrzeszczy: "Oto jest dar panów: Stanisława Wokulskiego, kupca, i Ignacego Rzeckiego, jego dysponenta!" Cały teatr wybucha śmiechem; wszystkie oczy i wszystkie wskazujące palce skierowują się na ósmy rząd krzeseł i właśnie na to krzesło, gdzie siedzi pan Ignacy. Nieszczęśliwy chce zaprotestować, lecz czuje, że głos zastyga mu w gardle, a na domiar niedoli on sam - zapada się gdzieś. Zapada się w niezmierny, niezgłębiony ocean nicości, w którym będzie spoczywał na wieki wieczne nie objaśniwszy widzów teatralnych, że nankinowe spodnie z fartuszkiem i strzemiączkami wykradziono mu podstępem ze zbioru jego osobistych pamiątek.
Po niespokojnej nocy Rzecki po raz pierwszy spóźnia się do sklepu. Czyta anonimowy list oskarżający Wokulskiego i w ten sposób dowiaduje się, że kupiec za posrednictwem Szlangbauma chce kupić kamienicę Łęckich za 90 tysięcy rubli. Postanawia nazajutrz pójść do sądu i osobiście przekonać się, gdzie leży prawda. 
Sklep odwiedza Mraczewski, który przyjechał do Warszawy z Suzinem, aby namówić Wokulskiego na wyjazd w interesach do Paryża i martwi się, że on woli jechać później, rezygnując z 10 tys. rubli zarobku. Największy jego interes jest nie zrażać Suzina, który pomógł mu zrobić majątek, dziś daje mu ogromny kredyt i nieraz mówił do mnie, że nie uspokoi się, dopóki Stanisław Piotrowicz nie odłoży sobie choć z milion rubli... I takiemu przyjacielowi odmawiać tak drobnej usługi, zresztą bardzo dobrze opłaconej! - oburzał się Mraczewski.
Rozmawia też z Rzeckim o trudnej sytuacji Stawskiej. Jej mąż przed czterema laty uciekł za granicę podejrzany o morderstwo, a ona musi się utrzymywać z haftu oraz lekcji muzyki i angielskiego. 
Rzecki ciagle rozmyśla o postępowaniu Stacha, więc znowu ma sen z nim w roli głónej. Zasnął i śniło mu się, że w oknie jakiegoś wielkiego domu widzi pannę Izabelę, do której stojący obok niego Wokulski chce biec. Na próżno zatrzymuje go pan Ignacy, aż pot oblewa mu cale ciało. Wokulski wyrywa się i znika w bramie kamienicy. "Stachu, wróć się!..." - krzyczy pan Ignacy widząc, że dom poczyna się chwiać. Jakoż dom zawala się. Panna Izabela, uśmiechnięta, wylatuje z niego jak ptak, a Wokulskiego nie widać... "Może wbiegł na podwórko i ocalał..." - myśli pan Ignacy i budzi się z mocnym biciem serca.
Następnego dnia Rzecki idzie do sądu na Miodową. Dostrzega  spokojne zachowanie Łęckiego i nerwowe Krzeszowskiej. W sądzie jest tłum, bo w sali obok odbywa się proces mordercy. Subiekt obserwuje Szlangbauma, który opłaca  jednego z licytantów. Tuż przed licytacją przysłuchuje się też  rozmowom i z niepokojem stwierdza, że ludzie romawiają o Wokulskim i Łęckiej. "Pan Wokulski, no... to jest wielki interes - odpowiada brunet. - Ale ona jest głupia i Łęcki jest głupi, i oni wszyscy są głupi. I oni zgubią tego Wokulskiego, a on im nie da rady..." Panu Ignacemu pociemniało w oczach. "Jezus, Maria! - szepcze. - Więc już nawet przy licytacjach mówią o Wokulskim i o niej... I jeszcze przewidują, że go zgubi... Jezus Maria!..." ,
Licytacja przebiega zgodnie z planem. Po osiągnięciu 75 tysięcy baronowa z płaczem opuszcza salę. Szlangbaum kończy na umówionej sumie 90 tysięcy, co z kolei wywołuje oburzenie Łęckiego: "Straciłem przez Żydów i adwokatów ze trzydzieści tysięcy rubli... Można było dostać sto dwadzieścia tysięcy..." 
Rzecki nadal jest przekonany, że kupno kamienicy i związek Stacha z Łęcką to tylko plotki. 

Rozdział dziewiętnasty (T2/V): Pierwsze ostrzeżenie (19)
Po powrocie z licytacji Rzecki zastaje w sklepie Mraczewskiego, który znowu ubolewa nad postępowaniem Wokulskiego. Pan wie, ile stary mógłby zarobić na tym interesie w Paryżu z Suzinem?... Nie dziesięć, ale pięćdziesiąt tysięcy rubli, panie Rzecki!... I ten osioł nie tylko że nie chce dziś jechać, ale jeszcze mówi, że - nie wie, kiedy pojedzie. On nie wie, a Suzin może czekać z tą sprawą najwyżej kilka dni.
Kiedy przychodzi list od Łęckiej, subiekt zaczyna podejrzewać, że plotki mają sens, a po rozmowie z Wokulskim nabiera pewności, choć nadal nie rozumie postępowania przyjaciela i czyni mu wymówki: Dla przyjemności podróżowania z panną Łęcką, a choćby radzenia nad prezentami dla... dla jej ulubieńców nie rzuca się w błoto pięćdziesięciu tysięcy... jeżeli nie więcej...
Jednak Wokulski ma dość działania wyłącznie na rzecz innych i pragnie wreszcie zawalczyć o szczęście osobiste:  Chcę nareszcie raz coś zrobić dla samego siebie... Uszami wylewają mi się frazesy, których nikt nie wypełnia... Własne szczęście - to dziś mój obowiązek... inaczej...w łeb bym sobie palnął, gdybym już nic nie widział dla siebie oprócz jakichś fantastycznych ciężarów. Tysiące próżnują, a jeden względem nich ma obowiązki!... Czy słyszano coś potworniejszego?...
Nagła wizyta Łęckiego stawia Wokulskiego w niezręcznej sytuacji, bo pan Tomasz czuje się oszukany z powodu zbyt niskiej ceny domu. W dobry humor wprawia go dopiero obietnica kupca, że ulokuje  jego pieniądze nie na 20, a na 33% rocznie, a połowę tej sumy wypłaci jutro. Łęcki wraca do domu i zwierza się córce, że w razie jego śmierci Wokulski byłby świetnym doradcą, przyjacielem domu i opiekunem majątku. Wychodzi też na jaw, że panna Izabela nie wie, co to są procenty: Łotr Żyd dał dziewięćdziesiąt tysięcy, więc nam zostało trzydzieści. A że poczciwy Wokulski będzie mi płacił od tej sumy dziesięć tysięcy... Trzydzieści trzy procent, wyobraź sobie. - Jak to trzydzieści trzy? - przerwała panna Izabela. - Dziesięć tysięcy to dziesięć procent...- Ale gdzież znowu! Dziesięć od trzydziestu to znaczy trzydzieści trzy procent. Wszakże procent znaczy: pro centum - "za sto", rozumiesz? - Nie rozumiem - odpowiedziała panna Izabela potrząsając głową.
Łęcka jest zadowolona z przypływu gotówki, ale nie wyobraża sobie, żeby zwykły kupiec mógł pełnić funkcję jej opiekuna. Tymczasem w domu pojawiają się Żydzi, którym Łęcki winien jest pieniądze, a kiedy Izabela zapewnia, że mają z czego ich spłacić, bo ulokowali 30 tys, na wysoki procent, Szpigelman, mówi: ja dawno robię pieniędzmi, ale takiego procentu nigdy nie widziałem. Od trzydziestu tysięcy pan hrabia może mieć trzy tysiące, i jeszcze na bardzo niepewnej hipotece. 
W rozmowie z ojcem dowiaduje się, że mają do spłacenia 5-6 tys. rubli (łącznie z wykupionymi przez kogoś wekslami). Łęcki tłumaczy jej, że fortuny arystokratów często pozyskane zostały w sposób nieetyczny.  Ale zawsze lepiej, gdy ludzie nie znają ani wysokości, ani źródła dochodów... Baron, wreszcie sam marszałek nie mieliby reputacji milionerów i filantropów, gdyby znano wszystkie ich sekreta... (...) Baron, widzisz, utrzymuje jakąś spółkę z lichwiarzami, a fortuna marszałka urosła głównie ze szczęśliwych pogorzeli, no... i trochę z handlu bydłem w czasie wojny sewastopolskiej... 
Do Łęckich przychodzi ciotka Joanna, by zawiadomić Bellę, że powrócil z Chin (przez Anglię)  jej dawny konkurent, Kazio Starski. Hrabina uważa, że jest on doskonałą partią, zwłaszcza, że ma odziedziczyć majątek, a i Izabela może liczyć na zapis ciotki Hortensji. Radzi, by Łęccy zrezygnowali z podróży do Paryża i spedzili resztę lata u niej na wsi, gdzie będzie również Starski. Przez całą noc śnił się pannie Izabeli Starski jako mąż, Rossi jako pierwszy platoniczny kochanek, Ochocki jako drugi, a Wokulski jako plenipotent ich majątku.
Nazajutrz Izabela odbiera trzy listy. Pierwszy jest od  ciotki, która  informuje o konsylium lekarskim dla pana Tomasza oraz o zapowiedzianej na wieczór wizycie Starskiego.  Drugi - od Wokulskiego, który potwierdza swoje przybycie w sprawie rozliczeń  z wierzycielami. Trzeci list jest od baronowej Krzeszowskiej. Donosi  ona, że to Wokulski kupił kamienicę Łęckich, przepłacając za nią minimum 20 tys. rubli. Prosi Izabelę o wstawiennictwo u Wokulskiego w sprawie przedłużenia czynszu.
Powiadomiony o sprawie pan Tomasz dochodzi do wniosku, że  Wokulski nie zrobił im żadnej łaski, tylko prawdopodobnie dobry interes, bo przecież jest kupcem. Jednak kiedy ten wreszcie przychodzi i wyprasza wierzycieli, umawiając się z nimi w swoim kantorze, Izabela przyjmuje go chłodno i od razu wypytuje o kupno serwisu kamienicę.  Oskarża też mężczyznę, że ja prześladuje.
W tej chwili przychodzi Kazio Starski, którego Izabela wita z wyraźnym zainteresowaniem. W obecności Wokulskiego flirtują ze sobą po angielsku, a panna nazywa kupca plenipotentem swojego ojca. Wzburzony Wokulski opuszcza salon i idzie do pana Tomasza wypłacić mu obiecane pieniądze: pięć tysięcy rubli jako procent do połowy stycznia. Dowiaduje się, że podróż do Paryża jest nieaktualna, bo Łęcki dostał od lekarzy nakaz wyjazdu na wieś. Potwierdza, że kupił kamienicę i gotów jest odstąpić ją bez zysku a nawet taniej. Następnie żegna się z Izabelą, informując ją, że nie może wręczyć zakupionego wieńca Rossiemu, bo jeszcze dziś w nocy wyjeżdża do Paryża. Jego zachowanie wywołuje zdumienie Łęckich:  - Co to znaczy, papo? Wokulski pożegnał się ze mną bardzo chłodno i powiedział, że - dziś w nocy wyjeżdża do Paryża. (...) Ach... prawda!... Wspomniałam mu o kupnie naszej kamienicy... - Chryste!... i cóżeś ty zrobiła?... A... wszystko stracone... Teraz rozumiem... Naturalnie, że się obraził... No - dodał po chwili - ale kto mógł przypuścić, że jest tak obraźliwy?... Taki sobie zwyczajny kupiec ...

TOM II:

Rozdział pierwszy (T2/VI): Pamiętnik starego subiekta - fragm. 3 (20)
Ten rozdział zawiera wiele informacji z pierwszej ręki o przeszłości Wokulskiego. 
Rzecki wspomina, ze Wokulski dwa tygodnie temu wyjechał do Paryża z przyczyn, jak sądzi, politycznych. Przedtem zlecił subiektowi administrowanie kupioną kamienicą. Spotkany na dworcu doktor Szuman wyjaśnia Rzeckiemu, że Stach jest zakochany. Zwraca też uwagę na niebezpieczeństwo późnej miłości: Gdyby Wokulski kochał się przez całe życie co tydzień w innej, wyglądałby jak pączek, miałby swobodną myśl i mógłby zrobić wiele dobrego na świecie. Ale on, jak skąpiec, gromadził kapitały sercowe, no i widzimy skutek tej oszczędności. Miłość jest wtedy piękną, kiedy ma wdzięki motyla; ale gdy po długim letargu obudzi się jak tygrys, dziękuję za zabawę!... Co innego człowiek z dobrym apetytem, a co innego ten, któremu głód skręca wnętrzności...

Rzeckiego odwiedza niewidziany od 15 lat Jan Machalski - dawny, kiper od Hopfera i towarzysz Ignacego z wyprawy na Węgry. Po nocach rozmawiają o przeszłości i tak rodzą się wspomnienia o początkach znajomości z Wokulskim, Pamiętam (był to rok 1857, może 58 ), zaszedłem raz do Hopfera, u którego pracował Machalski. (...) Zaszedłem do piwnicy. Patrzę, mój pan Jan przy łojówce ściąga lewarem wino z beczki do butelek, a we framudze majaczą jakieś dwa cienie: siwy starzec w piaskowym surducie, z pliką papierów na kolanach, i młody chłopak z krótko ostrzyżonym łbem i miną zbója. To był Stach Wokulski i jego ojciec.  Machalski opowiada Rzeckiemu o Wokulskim: Stary ma pomieszane klepki, ale chłopak zdatny. Nazywa się Stanisław Wokulski. Bystra bestia!...On tu jest u nas ze cztery lata. Do sklepu albo do piwnicy nie bardzo... Ale mechanik!... Zbudował taką maszynę, co pompuje wodę z dołu do góry, a z góry wylewa ją na koło, które właśnie porusza pompę. Taka maszyna może obracać się i pompować do końca świata; ale coś się w niej skrzywiło, więc ruszała się tylko kwadrans. Stała tam na górze, w pokoju jadalnym, i Hopferowi zwabiała gości; ale od pół roku coś w niej pękło. (...) Był tu jeden profesor z gimnazjum realnego, obejrzał pompę i powiedział, że na nic się nie zda, ale że chłopak zdolny i powinien uczyć się. Od tej pory mamy sądny dzień w sklepie. Wokulski zhardział, gościom odmrukuje, w dzień wygląda, jakby drzemał, a za to uczy się po nocach i kupuje książki. Jego znowu ojciec wolałby te pieniądze użyć na proces o jakiś tam majątek po dziadku... (...) Mówi, że pojedzie do Kijowa, do uniwersytetu. Ha! niech jedzie - prawił Machalski - może choć jeden subiekt wyjdzie na człowieka. Ja mu tam nie przeszkadzam; kiedy jest w piwnicy, nie napędzamy go do roboty; niech sobie czyta. Ale na górze dokuczają mu subiekci i goście.
- A co na to Hopfer?- Nic - ciągnął Machalski zakładając nową łojówkę w żelazny lichtarz z rączką. - Hopfer nie chce go odstręczać od siebie, bo Kasia Hopferówna durzy się trochę w Wokulskim, a może chłopak odzyska majątek po dziadku?...
- I on durzy się w Kasi? - spytałem.
- Ani na nią spojrzy, dzika bestia! - odparł Machalski.
Rzecki wyjaśnia powód zaprzyjaźnienia się ze Stachem: Zaraz wówczas pomyślałem, że chłopak z tak otwartą głową, który kupuje książki i nie dba o dziewczęta, mógłby być dobrym politvkiem; więc jeszcze tego dnia zapoznałem się ze Stachem i od tej pory żyjemy ze sobą nie najgorzej... Stach był jeszcze ze trzy lata u Hopfera i przez ten czas porobił dużo znajomości ze studentami, z młodymi urzędnikami rozmaitych biur, którzy na wyścigi dostarczali mu książek, ażeby mógł zdać egzamin do uniwersytetu.
Spory fragment tekstu poświęcony jest niejakiemu Leonowi - młodziutkiemu (poniżej 20 lat) studentowi-idealiście, który wierzył w możliwość stworzenia nowego lepszego świata. (...) nie będzie już różnic między ludźmi. Szlachta i mieszczanie, chłopi i Żydzi, wszyscy będą braćmi...

Wokulski decyduje się na zdobywanie wykształcenia. W początkach roku 1861 Stach podziękował Hopferowi za miejsce. Zamieszkał u mnie (w tym pokoiku z zakratowanym oknem i zielonymi firankami), rzucił handel, a natomiast począł chodzić na akademickie wykłady jako wolny słuchacz.  Tu następuje słynna symboliczna scena, kiedy to goście i obsługa dla kawału zabrali Wokulskiemu schodki do piwnicy, a on o własnych siłach wydobył się z niej na powierzchnię. (...)  mnie już wówczas przyszło na myśl, że to wydobywanie się z piwnicy jest symbolem jego życia, które upłynęło na wydzieraniu się ze sklepu Hopfera w szerszy świat. Proroczy wypadek!... bo i do dziś dnia Stach ciągle tylko wydobywa się na wierzch. I Bóg wie, co by dla kraju mógł zrobić taki jak on człowiek, gdyby na każdym kroku nie usuwano mu schodów, a on nie musiał tracić czasu i sił na samo wydzieranie się do nowych stanowisk. 

U Rzeckiego Stach utrzymuje się z udzielania korepetycji głównie w domach żydowskich, chodzi na kursy przygotowawcze i po całych nocach się uczy. Wspomaga też finansowo ojca. Czas wolny od nauki poświęca na próby z balonami. Nie zwraca uwagi na zakochaną bez pamięci Kasię Hopfer, która niemal codziennie odwiedza sklep Mincla. Za swatanie młodych bierze się Małgorzata Minclowa, która wkrótce sama zakochuje się w Wokulskim i zaczyna go kokietować. Już za trzecią wizytą pani Małgorzata przyjęła nas w szlafroczku (był to bardzo ładny szlafroczek, obszyty koronkami), a na czwartą ja wcale nie zostałem zaproszony, tylko Stach. Nie wiem, dalibóg, o czym gadali. To przecie jest pewne, że Stach wracał do domu coraz więcej znudzony, narzekając, że mu baba czas zabiera, a znowu pani Małgorzata tłomaczyła mężowi, że ten Wokulski jest bardzo głupi i że niemało jeszcze musi napracować się, nim go wyswata.
Żenującą sytuację przerwało pewne zebranie młodzieży u Machalskiego: (...) pan Leon mówi, jak zwykle, o potędze wiary, o upadku duchów i o potrzebie poświęcenia, czemu głośno wtórowali obecni. Zgodny chór jednakże osłabnął, gdy pan Leon zaczął tłomaczyć, że należałoby nareszcie wypróbować owej gotowości do czynu. Musiałem być bardzo nietrzeźwy, skoro przywidziało mi się, że pan Leon proponuje, ażeby kto z obecnych skoczył z Nowego Zjazdu na bruk idącej pod nim ulicy (...) Zgłosił się tylko Wokulski i od tej pory zajął się konspiracyjnymi przygotowaniami do powstania, co Rzecki opisuje bardzo oględnie, używając mowy ezopowej. O powstaniu, ze względu na cenzurę, nie pisze nic. Nareszcie pewnego dnia Stach Wokulski całkiem zniknął mi z oczu. Dopiero we dwa lata napisał do mnie list z Irkucka prosząc, abym mu przysłał jego książki. W jesieni, w roku 1870 (właśnie wróciłem od Jasia Mincla, który już leżał w łóżku), siedzę sobie w moim pokoju po wieczornej herbacie, nagle ktoś puka do drzwi. 

Rozdział drugi (T2/VII): Pamiętnik starego subiekta - fragm. 4 (21)
Pisze do mnie Stach z Paryża (prosił mnie o to samo przed wyjazdem), ażebym się zaopiekował kamienicą, którą kupił od Łęckich. Rzecki ogląda więc kamienicę i składa wizyty jej lokatorom. Przekonuje się, że większość z nich ma zaleglości czynszowe, więc kamienica nie przynosi zbyt wielkich dochodów.
Najpierw odwiedza rządcę Wirskiego zajmującego z żoną i dziećmi trzy skromne pokoiki na trzecim piętrze. Panowie szybko się dogadują, bowiem obaj są bonapartystami, a Wirski brał nawet udział w bitwie pod Magentą w 1859 r. To zubożały obywatel ziemski, który ciężko pracuje, by utrzymać rodzinę. Mój mąż służy niby to bogatym panom, a gdyby nie chodził do składu węgli i nie przepisywał u adwokatów, nie mielibyśmy co włożyć w usta. Oto nasze mieszkanie, niech pan spojrzy (...) za trzy ciupy dopłacamy sto osiemdziesiąt rubli rocznie...
Obok w pokoju koło schodów mieszka trzech studentów: Maleski, Patkiewicz i trzeci - niewymieniony z nazwiska. To on właśnie zapoznaje Rzeckiego z przyczynami zaleglości czynszowych. Niedługo już. będę żył, więc pragnę przeprowadzić choćby jedną zasadę: jeżeli społeczność chce, ażeby jednostki szanowały umowę względem niej; niechaj sama wykonywa ją względem jednostek. Jeżeli ja mam komuś płacić za komorne, niech inni tyle płacą mi za lekcje, żeby mi na komorne wystarczyło. 
Obszerne 7-pokojowe mieszkanie na drugim piętrze zajmuje baronowa Krzeszowska. Jest tam ponuro i nieprzytulnie, bo kobieta nie otrząsnęła się z żałoby po stracie córki, a do tego porzucił ją mąż. Wirski i Rzecki mimowolnie stają się świadkami jej rozmowy z Maruszewiczem dotyczącej jednej z lokatorek, która rzekomo romansuje z baronem. Krzeszowska narzeka na wysokość czynszu i zdemoralizowane towarzystwo w kamienicy. Te praczki, które przez cały dzień śpiewają jakieś wstrętne piosenki na dole, a wieczorem śmieją się nad moją głową u tych... studentów... Ci zbrodniarze, którzy na mnie rzucają z góry papierosy albo leją wodę...Ta nareszcie pani Stawska, o której nie wiem, czym jest: wdową czy rozwódką, ani z czego się utrzymuje... Ta pani bałamuci mężów żonom cnotliwym, a tak strasznie nieszczęśliwym... 
Mimo że najbardziej dokuczają jej studenci, to Krzeszowska pragnie się pozbyć Stawskiej, której szczerze nienawidzi. 30-letnia Helena Stawska mieszka z matką i córeczką w prawej oficynie na pierwszym piętrze. Jest mężatką o nieokreślonym statusie, gdyż cztery lata temu mąż uciekł za granicę, bo ciążyło na nim podejrzenie zamordowania lichwiarki. Po roku znaleziono winnego, ale Stawski od dwóch lat nie daje znaku życia. Jego teściowa jest pewna, że Ludwik nie żyje i po cichu marzy, żeby nigdy nie wrócił, bo córka już go nie kocha. Panie ledwo wiążą koniec z końcem, Stawska daje lekcje po 40gr za półtorej godziny, a czynsz wynosi 25 rubli miesięcznie. Rzecki jest zachwycony urodą i osobowością kobiety i marzy, aby wyszła za mąż za Wokulskiego. Prosi o pozwolenie,  ażebym nie tyle ja, ile pan Wokulski użył swoich wpływów do odszukania małżonka pani...
Po powrocie do domu Rzecki uświadamia sobie, że zmniejszył obroty kamienicy o 300 rubli rocznie, bo litościwie obniżył czynsz Wirskiemu i Stawskiej. 

Rozdział trzeci (T2/VIII): Szare dnie i krwawe godziny (22)

Wokulski jak w amoku jedzie do Paryża. Oczekuje go Suzin, któremu przyjaciel ma służyć jako tłumacz z niemieckiego i francuskiego oraz doradca w jakichś tajemniczych interesach związanych z kupnem okrętów. Zarobi na tym nie mniej niż 50 tys. rubli. Wokulski zwiedza miasto i podziwia jego rozmach i nowoczesność. Prześladuje go wspomnienie Izabeli. Kupiec w hotelu przyjmuje różnych dziwnych interesantów, którzy chcą  od niego pieniędzy za pomysły, towary czy usługi. Jeden chce go oprowadzić po Paryżu, drugi sprzedać trzydziestokulowy karabin, trzeci - wyjawić system wygrywania w ruletkę, czwarty - sprzedać dyplom doktora filozofii, order lub dowolny tytuł. Najciekawszą postacią jest 40-letnia anonimowa baronowa, która za 20 tys. franków chce sprzedać jakąś ważną tajemnicę. Wokulski ponownie spaceruje po Paryżu. Miasto i jego społeczeństwo stanowią ucieleśnienie wszystkich haseł pozytywizmu. Metropolia ma przemyślaną konstrukcję, a jej oś przypomina w kształcie gąsienicę. Wszystkie elementy służą zaspokojeniu potrzeb mieszkańców. Widać tu wielki postęp nauki i techniki. Domy mają po pięć pięter, funkcjonują windy, ulice są gładkie i szerokie, wszędzie widać dostatek i dbałość o estetykę. Paryżanie są szczęśliwi, żyją w kulcie nauki i pracy dla wspólnego dobra, nie znają hipokryzji. Wokulski stwierdza, że jego życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, gdyby urodził się w Paryżu. Nie chce mu się wracać do Warszawy.

Rozdział czwarty (T2/IX): Widziadło (23)

Jednym z interesantów jest prof. Geist - kiedyś bardzo szanowany w środowisku akademickim, obecnie uznany za dziwaka z powodu wynalazków uważanych za kuglarstwo. Wynalazł już metal cięższy od platyny, lżejszy od sodu oraz przezroczysty jak szkło. Teraz pracuje nad metalem lżejszym od powietrza. Chce sprzedać Wokulskiemu materiały wybuchowe, żeby pozyskać pieniądze na dalsze doświadczenia. Po chwilach niepewności (rozmowa z iluzjonistą Palmierim, który przekonuje Wokulskiego, że nie tak łatwo go zahipnotyzować) kupiec jest gotów zaangażować się w wynalazek Geista. Jednak otrzymuje od prezesowej Zasławskiej list z zaproszeniem na wieś i sugestią pogodzenia z Izabelą. To skłania Wokulskiego do powrotu do Polski. Przedtem zleca tajemniczej baronowej odszukanie męża Heleny Stawskiej (na prośbę Rzeckiego).

Rozdział piąty (T2/X): Człowiek szczęśliwy w miłości (24)
W Warszawie czeka kolejny list z zaproszeniem do Zasławka. Nie myśl, panie Stanisławie - kończyła - że zapraszam cię z powodu twoich świeżych awansów, dla pochwalenia się znajomością z tobą. - pisze prezesowa. Rzeczywiście,  interesy idą świetnie, a Rzecki musiał zatrudnić dodatkowych pracowników. Wokuski budzi ogólne zainteresowanie, jednak wiele osób jest mu niechętnych.
Kupiec kontynuuje współpracę z Suzinem.  Suzin proponował mu na zimowe miesiące nowy interes, prawie tej samej doniosłości co paryski.(...) odpisał Suzinowi, że propozycje przyjmuje i że w połowie października będzie w Moskwie. 
Na drugi dzień wieczorem Wokulski wyrusza do Zasławka. Po drodze rozmyśla nad swoim życiem. (...) oczyma duszy widział szerokie i niezwykłe życie swoje, jakby rozpięte między dalekim Wschodem i dalekim Zachodem. "Wszystko, co umiem, wszystko, co mam, wszystko, co zrobić jeszcze mogę; nie pochodzi stąd. Tu znajdowałem tylko upokorzenie, zawiść albo wątpliwej wartości poklask, gdy mi się wiodło; lecz gdyby mi się nie powiodło, zdeptałyby mnie te same nogi, które dziś się kłaniają..."
Do przedziału Wokulskiego dosiada się baron Dalski, (...) bardzo szczupły pan, z malutkimi wąsikami szpakowatymi, jeszcze mniejszą bródką prawie siwą i dobrze siwiejącą głową.Wyjaśnia, że od dwóch miesięcy bawi z przerwami u prezesowej, przygotowując swój dom na przyjęcie przyszłej żony, Eweliny Janockiej (wnuczki Zasławskiej), która pięć miesięcy temu przyjęła jego oświadczyny. Wraca właśnie z Wiednia, gdzie kupił meble oraz komplet szafirów dla narzeczonej. Opowiada o niezwykłych zaletach Eweliny i swoim szczęściu. Jest zakochany, święcie wierzy, że z wzajemnością. (...) teraz w Warszawie zrobiłem testament, a w nim mianowałem ją jedyną i wyłączną spadkobierczynią, choćbym umarł przed ślubem. Cała moja rodzina przez całe życie nie dała mi tyle szczęścia, ile to dziecko w ciągu kilku tygodni. 
Wokulski zastanawia się nad szczerością uczuć Eweliny: Czy podobna, ażeby młoda panna mogła zakochać się w takiej mumii? Z pewnością jest o dziesięć lat starszy ode mnie, a jaki niedołężny, jaki przy tym naiwny!... (...)Oczywiście coś jej strzeliło do głowy i musi być także zadurzona, jeżeli nie w jego wdziękach, to w stanowisku. Inaczej musiałaby zdradzić się, że gra komedię, a baron musiałby spostrzec to, bo miłość patrzy przez mikroskop.
Na stacji, w oczekiwaniu na powóz z Zasławka, Dalski opowiada o gościach prezesowej.  (...) kiedy trafi się dobra niedziela, to jakbyś pan był na balu w cesursie: zjeżdża się po kilkadziesiąt osób. A nawet dziś powinni byśmy znaleźć grono stałych gości. No, przede wszystkim bawi tam moja narzeczona. Dalej - jest pani Wąsowska, milutka wdóweczka, lat trzydzieści, ogromny majątek. Zdaje mi się, że krąży około niej Starski. (...) Jest jeszcze Fela Janocka, stryjeczna siostra mojej pani; bardzo miłe dziecko, ma z osiemnaście lat. No, jest Ochocki...(...) bardzo często przyjeżdżają na kilka dni, czasem na tydzień, pan Łęcki z córką

Rozdział szósty (T2/XI): Wiejskie rozrywki (25)
W drodze do Zasławka napotykają brek (duży otwarty powóz) z gośćmi prezesowej, wśród których wyróżnia się piękna 30-letnia wdowa, Kazimiera Wąsowska. Panowie przysiadają się do nich. Wokulski ratuje powóz przed niechybnym upadkiem. W tej chwili Wokulski wyskoczył. Jednocześnie konie lejcowe skręciły na środek drogi, dyszlowe poszły za nimi i brek silnie pochylił się na lewo. Wokulski podparł go, konie, ściągnięte przez stangreta, stanęły.
Znajdowali się już na terytorium należącym do prezesowej i właśnie Wokulski przypatrywał się rezydencji. Na dość wysokim, choć łagodnym wzgórzu wznosił się piętrowy pałac z dwoma parterowymi; skrzydłami. Za nim zieleniły się stare drzewa parku, przed nim rozścielała się jakby wielka łąka, poprzecinana ścieżkami, tu i ówdzie ozdobiona klombem, posągiem albo altanką. U stóp wzgórza połyskiwała obszerna płachta wody, oczywiście sadzawka, na której kołysały się łódki i łabędzie. Na tle zieloności pałac jasnożółtej barwy z białymi słupami wyglądał okazale i wesoło. Na prawo i na lewo od niego widać było między drzewami murowane budynki gospodarskie. 
Prezesowa serdecznie wita Wokulskiego i wypytuje go o wrażenia. Zwierza się, że  nie jest przychylna małżeństwu wnuczki ze starym majętnym baronem, nawet zamierza pozbawić ją spadku. (...) co miała dostać po mojej śmierci; przejdzie na innych. Kto ma krocie barona, nie potrzebuje moich dwudziestu tysięcy.
Wokulski podziwia majątek prezesowej, który jest ucieleśnieniem idei pracy u podstaw. Jej służba składa się z ludzi starszych, ale zadbanych i dobrze odżywionych. Kto nie ma siły pełnić dotychczasowych obowiązków, jest kierowany do lżejszej pracy. Czworaki dla parobków to nie spróchniale chlewy, ale solidne porządne domy. Jest tez ochronka dla dzieci parobków oraz przytułek dla niedołężnych starców. Prezesowa osobiście dogląda majątku, karmi zwierzęta, a one obdarzaja ją uwielbieniem. 
Po obiedzie odbywa się dyskusja na temat małżeństw z rozsądku. Małżeństwo jest zbyt doniosłym aktem, ażeby przystępując do niego można było radzić się tylko serca. To nie jest poetyczny związek dwu dusz, to jest ważny wypadek dla mnóstwa osób í interesów - mówi Starski i przywołuje przykłady z historii oraz wskazuje na związki Wąsowskiej i Zasławskiej. Wskazuje na wartość pieniądza, którry pozwala na swobodę działania. Wszyscy obłudnie gardzimy pieniędzmi, lecz każdy z nas wie, że jest to mierzwa, z której wyrasta wolność osobista, nauka, sztuka, nawet idealna miłość. 
Przed snem schorowany baron zwierza się Wokulskiemu, że nie może dać teraz szczęścia przyszłej żonie, ale liczy,  że spotkamy się na innym, lepszym świecie, gdzie oboje będziemy młodzi. Kupiec podejrzewa, że Janocka kocha narzeczonego, a być może, Starskiego. 
Nazajutrz rano Wąsowska zaprasza Wokulskiego na konną przejażdżkę, podczas której wypytuje go o sprawy majątkowe. Kupiec mówi, że pieniądze nie dają szczęścia. Wdowa, która kiedyś romansowała ze Starskim, złośliwie i trafnie go charakteryzuje:  Starski jest tak nieskomplikowany, że nawet przy moim zasobie doświadczenia poznałam się na nim w tydzień. Ma zawsze taki sam zarost a la arcyksiążę Rudolf i ten sam sposób uwodzenia kobiet. Jego spojrzenia, półsłówka, tajemniczość znam tak dobrze jak krój jego żakietu. Zawsze tak samo unika panien bez posagu, jest cynicznym z mężatkami, a wdychającym przy pannach, które mają wyjść za mąż. 
Wąsowska uważa Wokulskiego za bardzo interesujacego czlowieka, jednak na próżno go kokietuje - kupiec jest  niewzruszony. 

Rozdział siódmy (T2/XII): Pod jednym dachem (26)
Do Zasławka przyjeżdża Izabela Łęcka zmobilizowana przez ciotkę Joannę. Początkowo krewna namawiała ją do małżeństwa ze Starskim, ale wykreśliła go z listy konkurentów, kiedy się okazało, że zamiast pokaźnego majątku dostanie on od prezesowej tylko 1000 rubli dożywotniej renty. On sam również musiał szukać żony bogatej, mającej przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy rubli rocznie. W tej sytuacji, acz niechętnie,  zaczęto rozważać kandydaturę Wokulskiego.
Okazało się, że Wąsowska wiedziała o przyjeździe Izabeli i specjalnie wyciągnęła Wokulskiego na przejażdżkę, bo nie tolerowała konkurencji. Pani Wąsowska była najlepszą kobietą, nie myślała powtórnie wychodzić za mąż, a tym mniej odbierać innym paniom konkurentów. Dopóki jednak żyła na świecie, nie mogła pozwolić na to, ażeby jaki mężczyzna mógł kochać się w jakiejś innej kobiecie, nie w niej. Żenić się dla interesu ma prawo; pani Wąsowska gotowa mu była nawet pomagać, ale uwielbiać - można było tylko ją. Nie dlatego nawet, ażeby uważała się za najpiękniejszą, ale że... taką już miała słabość.
W Zasławku Łęcka slyszy same zachwyty na temat Wokulskiego. Prezesowa wyśmiewa jej zarzuty dotyczące niskiego pochodzenia i profesji kupca. Wokulscy są tak dobrą szlachtą jak Starscy, a nawet Zasławscy... A co się tyczy kupiectwa... Moja Belu, Wokulski nie sprzedawał tego, co dziadek twojej ciotki... Możesz jej to powiedzieć przy okazji. Wolę uczciwego kupca aniżeli dziesięciu austriackich hrabiów. Znam ja dobrze wartość ich tytułów. (...) urodzenie jest najmniejszą zasługą tych, którzy się rodzą. A co do czystości krwi... Ach, Boże! wielkie to szczęście, że nie bardzo zajmujemy się sprawdzaniem tych rzeczy. Powiadam ci, że o czyimś urodzeniu nie warto rozmawiać z ludźmi starymi jak ja. Tacy bowiem zwykle pamiętają dziadów i ojców i nieraz dziwią się: dlaczego wnuk jest podobny do kamerdynera, a nie do ojca. No, wiele się tłumaczy zapatrzeniem. Podkreśla też wybitne walory Wokulskiego:  Ja znam salony lepiej niż ty, moje dziecko, i wierz mi, że one bardzo prędko znajdą się w przedpokoju Wokulskiego. To nie taki próżniak jak Starski ani marzyciel jak książę, ani półgłówek jak Krzeszowski... To człowiek czynu... Szczęśliwą będzie kobieta, którą on wybierze za żonę...
Wokulski spotyka Izabelę przy obiedzie. Podczas bacznej obserwacji dochodzi do wniosku, że Starski jest zainteresowany Eweliną Janocką, co potwierdza jego późniejsze spotkanie z nią w parku. 
W czasie wspólnego spaceru Wokulski opowiada Izabeli swoje wrażenia z Paryża. Zdaje mi się, że po kilkutygodniowym pobycie przybyło mi sił i odwagi. Naprawdę, tam dopiero nauczyłem się być dumnym z tego, że pracuję. (...) U nas praca ludzka wydaje mierne rezultaty: jesteśmy ubodzy i zaniedbani. Ale tam praca jaśnieje jak słońce. Cóż to za gmachy, od dachów do chodników pokryte ozdobami jak drogocenne szkatułki. A te lasy obrazów i posągów, całe puszcze machin, a te odmęty wyrobów fabrycznych i rękodzielniczych!... Dopiero w Paryżu zrozumiałem, że człowiek jest tylko na pozór istotą drobną i wątłą. W rzeczywistości jest to genialny i nieśmiertelny olbrzym, który z równą łatwością przerzuca skały, jak i rzeźbi z nich coś subtelniejszego od koronek. Łęcka uważa, że dorobek kultury jest zasługą arystokracji, natomiast Wokulski sądzi, że to zbiorowe dzieło francuskich budowniczych, mularzy, cieślów, wreszcie malarzy i rzeźbiarzy całego świata, którzy nic wspólnego nie mają z arystokracją. Broniąc arystokracji, Izabela używa mądrych argumentów, które zachwycają Wokulskiego, jednak Ochocki sprowadza go na ziemię: Musiała panu mówić, że arystokracja pielęgnuje nauki i sztuki, że jest mistrzynią dobrych obyczajów, a jej stanowisko celem, do którego dążą demokraci, i tym sposobem uszlachetniają się... Ciągle słyszę te argumenta; uszami już mi się wylewają.  Wokulski na chwilę nabiera wątpliwości i podejrzeń: Więc to, co słyszałem od niej, nie było wybuchem zadraśniętego uczucia, ale dawno wyuczoną lekcją?... Więc jej dowodzenia, uniesienia, a nawet wzruszenia są tylko sposobami, za pomocą których dobrze wychowane panny czarują takich jak ja głupców?...
Po czterech dniach niepogody towarzystwo wybiera się na rydze. 

Rozdział ósmy (T2/XIII): Lasy, ruiny i czary (27)
W drodze do lasu Wokulski opowiada Ochockiemu o swoich wrażeniach z lotu balonem.
Izabela nie ma ochoty zbierać grzybów. Rozmawia z Wokulskim o pięknie natury, która jest  przenaczona na pożytek ludziom. Mężczyna nie zgadza sie z tym poglądem. (...) według pani natura powinna służyć ludziom, a ludzie klasom uprzywilejowanym i utytułowanym?... Nie, pani. I natura, i ludzie żyją dla siebie, i tylko ci mają prawo władać nimi, którzy posiadają więcej sił i więcej pracują. Siła i praca są jedynymi przywilejami na tym świecie. Niejednokrotnie też tysiącletnie, ale bezwładne drzewa upadają pod ciosami kolonistów-dorobkiewiczów, a pomimo to w naturze nie zachodzi żaden przewrót. Siła i praca, pani, nie tytuł i nie urodzenie...
Wkrótce rozmowa schodzi na tematy osobiste i Wokulski pyta, czy ma prawo myśleć o Izabeli, a ona nie wyraża sprzeciwu, dając jednocześnie do zrozumienia, że największą przeszkodą jest jego zawód. No, kupcem można być i można nic być, to zależy od pana...
Przez kilka kolejnych dni Chodzili po parku, czasem w pole, siedzieli pod wiekową lipą na podwórzu, ale najczęściej pływali po stawie. 
Któregoś dnia prezesowa przypomina Wokulskiemu, że trzy mile stąd, w Zasławiu, jest pochowany jego stryj, a on kiedyś obiecał zająć się grobem.  Początkowo kobieta pragnęła położyć na mogile kapitana Wokulskiego płytę z rozłupanego kamienia, na którym kiedyś siadali. Teraz zmienia zdanie i chce kamień zostawić w ruinach zamku, upamiętniając ich miłość wyrytym na nim cytatem z wiersza Mickiewicza "Do M." "Na każdym miejscu i o każdej dobie, gdziem z tobą płakał, gdziem z tobą się bawił, zawsze i wszędzie będę ja przy tobie, bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił..." W związku z tym całe towarzystwo wybiera się do Zasławia. Wokulski odwiedza  miejscowego proboszcza, a ten poleca mu usługi tutejszego rzemieślnika, Węgiełka. Dwudziestokilkuletni chłopak okazuje się zdolny i pojętny, więc Wokulski  postanawia wziąć go do Warszawy, żeby mógł zarobić na odbudowę spalonego warsztatu.  
W ruinach zamku Węgiełek opowiada legendę o uśpionej pannie leżącej w głębokiej grocie zakrytej wielkim kamieniem. W jej głowie tkwi złota szpilka. Kto ją wyciągnie, zdobędzie pannę i wielkie bogactwo, a nie jest to proste, bo dostępu bronią straszydła. Pewien kowal zobaczył pannę, zakochał się w niej i postanowił ją uwolnić. Był wielkim śmiałkiem i poczwary nie miały do niego dostępu. Niestety, udalo mu sie wyciągnąc szpilke tylko do połowy, a kiedy panna krzyknęła z bólu, ogarnął go strach, a bestie rozszarpały go na strzępy, plamiąc krwią okoliczne kamienie.  
Panna Izabela jest poruszona treścią legendy i wzruszona napisem, jaki Węgiełek ma wyryć na kamieniu. Pod wpływem chwili Wokulski mówi z nadzieją: - Obudzisz się, ty moja królewno...
Podczas powrotu w ciemności nagły błysk zapałki oświetla Izabelę i siedzącego obok Starskiego, a Wokulskiemu wydaje się, że ujrzał coś podejrzanego. Wokulskiemu zimny pot wystąpił na czoło; ale wzruszył ramionami i myślał: "Przywidzenia... przywidzenia!... Co za głupstwo..."I nadludzkim wysiłkiem woli odegnał w końcu przywidzenia.
Nazajutrz (w niedzielę) Łęcka wyjeżdża do ciotki, gdzie ma zabawić co najmniej miesiąc. Na pozegnanie Wokulski zwierza jej się ze swojego uczucia i mówi, że ich spotkanie to przeznaczenie.
(...) w życiu można spotkać ludzi weselszych ode mnie, eleganckich, z tytułami, nawet z majątkiem większym niż mój... Ale przywiązania jak moje - chyba pani nie znajdzie. Bo jeżeli miłość mierzy się wielkością cierpień, takiej jak moja może jeszcze nie było na świecie. (...) Jakimiż bo on dziwnymi drogami [los} prowadził mnie do pani! Ile klęsk musiało spaść na ogół, zanim ja, ubogi chłopak, mogłem zdobyć ukształcenie, które mi dziś pozwala mówić z panią. Jaki traf popchnął mnie do teatru, gdzie pierwszy raz zobaczyłem panią. A na majątek, który posiadam; czy może nie złożył się szereg cudów?... Kiedy dziś myślę o tych rzeczach, zdaje mi się, że jeszcze przed urodzeniem naznaczone mi było zejść się z panią. Gdyby mój biedny stryj nie kochał się za młodu i nie umarł osamotniony, ja dziś nie znajdowałbym się w tym miejscu. I nie jestże to dziwne, że ja sam, zamiast bawić się kobietami, jak robią inni, unikałem ich dotychczas i prawie świadomie czekałem na jedną, na panią...(...) kiedy byłem w Paryżu, miałem przed sobą dwie drogi. Jedna prowadzi do wielkiego wynalazku, który może zmieni dzieje świata, druga do pani. Wyrzekłem się tamtej, bo mnie tu przykuwa niewidzialny łańcuch: nadzieja, że mnie pani pokocha. Jeżeli to jest możliwym, wolę szczęście z panią od największej sławy bez pani; (...).Ale jeżeli się łudzę, tylko pani może zdjąć ze mnie to zaklęcie. Powiedz, że nie masz i nie będziesz miała nic dla mnie i...Wrócę tam, gdzie może od razu powinienem był zostać. Ponieważ Łęcka nic nie odpowiada, Wokulski nabiera nadziei.  Po jej wyjeździe  odczuwa smutek i pustkę. 
Podczas rozmowy z Wokulskim prezesowa krytykuje wnuczkę, która jest narzeczoną Dalskiego i romansuje ze Starskim. - Głupiutkie są te panny (...) Im się zdaje, że jak złapie która bogatego męża, a poza nim przystojnego kochanka, to już wypełni sobie życie... Głupiutkie. Ani wiedzą, że wnet sprzykrzy się stary mąż i pusty kochanek i że prędzej czy później każda zechce poznać prawdziwego człowieka. A jeżeli się taki trafi, na jej nieszczęście, co ona mu da?... Czy wdzięki, które sprzedała, czy serce zaszargane z takimi oto Starskimi?...I pomyśleć, że prawie każda z nich musi przejść podobną szkołę, zanim pozna ludzi. Przedtem, choćby się jej trafiał najszlachetniejszy, nie oceni go. Wybierze starego bogacza albo śmiałego hultaja, w ich towarzystwie zmarnuje życie, a dopiero kiedyś chce się odrodzić... Zwykle za późno i na próżno!..Co mnie jednak dziwi najmocniej (...) to okoliczność, że na podobnych lalkach nie poznają się mężczyźni. Dla żadnej kobiety, począwszy od Wąsowskiej, kończąc na mojej pokojówce, nie jest to sekret, że w Ewelinie nie zbudził się jeszcze ani rozum, ani serce; wszystko w niej śpi... A tymczasem baron widzi w niej bóstwo i durzy się, biedak, że ona go kocha! (...) Ewelina dziś jest tylko zepsute dziecko i lalka? Może kiedyś coś z niej wyrośnie, ale w tej chwili!... akurat Starski dla niej dobry.
Początkowo Wokulski odbiera te słowa jako ostrzeżenie i zastanawia się, czy to, co mu mignęło w powozie, było tylko przywidzeniem. Jednak wkrótce tęsknota za Izabelą przysłania wszystko. Odwiedza miejsca, gdzie razem spacerowali. Napotkana Wąsowska stwierdza, że nigdy nie mogłaby z nim żyć, skoro tak bardzo kochał inną. Ostrzega go przed współczesnymi kobietami, które są Ładne, miłe, lubią was wszystkich prowadzić za nos, a kochają się tylko o tyle, o ile robi im to przyjemność. Radzi, aby nigdy nie działał pod wpływem uniesienia, gdyż Wiele rzeczy na pozór wygląda gorzej aniżeli w rzeczywistości.
Wokulski postanawia zaraz wyjechać. Przedtem odradza prezesowej budowę cukrowni i jedzie obejrzeć kamień w Zasławiu. Wyryty na nim napis budzi jego rozpacz i lęk. Zabiera go powozu Węgiełka żegnanego przez matkę i jadą do Warszawy.

Rozdział dziewiąty (T3/I): Pamiętnik starego subiekta  - fragm. 5 (28)

- Rozpoczął się rok 1879. Rzecki pisze o wojnach europejskich oraz wybuchu epidemii dżumy w okolicach Astrachania. Wspomina też o śmierci hrabiego Józefa Zamoyskiego - przyjaciela Wokulskiego oraz o procesie wytoczonym Stawskiej przez baronową Krzeszowską. Tak to sobie tłumaczy:
Zapamiętajże sobie tedy, kochany Ignacy, że pani baronowa Krzeszowska naprzód od dawna nie cierpiała pani Stawskiej myśląc, że wszyscy w niej się kochają, a po drugie, że taż pani baronowa chciała jak najtaniej kupić od Wokulskiego kamienicę. To są dwa ważne fakta, których doniosłość dziś dopiero rozumiem.
Starego boli też fakt, że Wokulski jest obiektem wielu oszczerstw ludzi, którzy zazdroszczą mu powodzenia.
- Toczą się negocjacje w sprawie sprzedaży kamienicy, którą chce odkupić Krzeszowska. Wokulski nie chce zejść z ceny 100 tys. rubli.
- Rzecki jest częstym gościem u Stawskiej. Opisuje wizytę Wokulskiego, który przyniósł wieści o Ludwiku Stawskim: podobno żyje, ale jest chory. Panie nie zasłaniają okien i są obiektem obserwacji Maruszewicza oraz Krzeszowskiej. Wkrótce Wokulski otrzymuje anonimowy list: Panie Wokulski! (...) Jeszcze nie zrehabilitowałeś się ze swych dawniejszych występków, a już hańbisz się nowymi. Dziś o niczym więcej nie mówi całe miasto, tylko o twoich odwiedzinach u kobiety tak źle prowadzącej się jak Stawska. Już nie tylko miewasz z nią schadzki na mieście, nie tylko zakradasz się do niej po nocach, co by jeszcze dowodziło, żeś niezupełnie wstyd zatracił, ale nawet odwiedzasz ją w biały dzień, wobec służby, młodzieży i uczciwych mieszkańców tej skompromitowanej kamienicy. Nie łudź się jednak, nieszczęsny, że sam tylko romans z nią prowadzisz. Pomaga ci jeszcze twój rządca, ten nędznik Wirski, i ten osiwiały w rozpuście twój plenipotent Rzecki.(...)
- Wkrótce do Rzeckiego dociera wiadomość, że Wokulski sprzedaje sklep. Tak więc nie bez przykrości dowiedziałem się, że do Wokulskiego między kupcami wzrasta niechęć, że sklep nasz będzie sprzedany i że Stach żeni się z panną Łęcką. (...) Dziś już na pewno wiem, za kim on tęsknił w Bułgarii, dla kogo zębami i pazurami zdobywał majątek... 

Rozdział dziesiąty (T3/II): Pamiętnik starego subiekta - fragm. 6 (29)

Ten fragment niemal w całości dotyczy opisu procesu o kradzież lalki.
- Pewnego dnia Stawska wspomniała Rzeckiemu, że baronowa poprosiła ją o pomoc w gospodarstwie za 2 ruble, na co ona chętnie się zgodziła, gdyż akurat straciła jedną lekcję muzyki (prawdopodobnie z powodu plotek). Od tej pory codziennie przez kilka godzin bywała u Krzeszowskiej, a potem opowiadała Rzeckiemu o swoich wrażeniach, m.in. o tym, że  baronowa prosiła ją o wstawienie się u Wokulskiego w sprawie ceny kamienicy. 
- Raz Stawska zabrała ze soba Helunię, ktorej bardzo podobały się zabawki po zmarłej córeczce baronowej, szczególnie mówiąca lalka Mimi. Rzecki planuje spełnić jej marzenie.
- Baronowa kupuje kamienicę za 100 tys. rubli i wprowadza nowe porządki: podnosi czynsze i wypowiada najem niektórym lokatorom, w tym Stawskiej, Wirskiemu, studentom i właścicielce pralni.
- Stawska zjawia się w sklepie Wokulskiego i  kupuje lalkę, identyczną jak ta u baronowej, za ułamek jej wartości. Targ w targ, wytłomaczyliśmy pani Helenie, że lalkę, jako towar wybrakowany i nie znajdujący nabywców, możemy oddać za trzy ruble (...) Kiedy przyszło do płacenia, panią Stawską znowu napadły skrupuły; zdawało jej się, że taka lalka musi być warta z piętnaście rubli, i dopiero połączonym usiłowaniom moim, Wokulskiego i Klejna udało się ją przekonać, że biorąc trzy ruble jeszcze mamy zarobek.
- Tymczasem lalka baronowej zginęła, a kiedy Maruszewicz podpatrzył przez okno, że Stawska ubiera taką samą - w przeddzień Wigilii baronowa oskarża kobietę o kradzież, przez co ta traci wszystkich uczniów.
- Wokulski przychodzi z pmocą, załatwiając Stawskiej posadę kasjerki w sklepie Milerowej z pensją75 rubli miesięcznie, a Wirski znajduje jej nowe mieszkanie: trzy pokoiki z kuchnią i ogródkiem.
- Proces odbywa się w styczniu, dotyczy dwoch spraw: eksmisji niesfornych studentów kradzieży lalki. Pierwszą sprawę, opisaną w bardzo zabawny sposób, baronowa wygrywa, natomiast druga kończy się jej klęską, gdyż Wokulski przedstawia niezbity dowód niewinności Stawskiej.
- Gdzie pani swoją lalkę kupiła? - spytał baronowę Wokulski. 
- U Lessera. 
- Więc mamy dowód - rzekł Wokulski. - Lalki takie sprowadzałem z zagranicy w kawałkach: oddzielnie głowy, oddzielnie korpusy. Niech więc pan sędzia odpruje głowę, a wewnątrz znajdzie moją firmę.
W dodatku służąca baronowej przyznaje się do stłuczenia jej lalki.

Rozdział jedenasty (T3/III): Pamiętnik starego subiekta - fragm. 7 (30)

- Rzecki postanawia za wszelka cenę skojarzyć małżeństwo Wokulskiego z Heleną Stawską, mimo że sam się w niej kocha. Że Wokulski ożeni się z panią Stawską i że zrobi coś nadzwyczajnego, o tym już dziś nie mam najmniejszej wątpliwości. Jeszcze się, co prawda, nie zaręczył z nią, jeszcze się nawet nie oświadczył, zresztą... jeszcze nawet on sam sobie z tego nie zdaje sprawy. Ale ja już widzę... Jasno widzę, jak rzeczy pójdą, i głowę dam sobie uciąć, że tak będzie... Ja mam nos polityczny!
- Rzeckiego dziwi zachowanie Henryka Szlangbauma, który zaczyna poruszać się po sklepie jak właściciel. Szprot i Węgrowicz informują kolegę, że Wokulski sprzedał sklep Żydom. Subiekt chce porozmawiać o tym ze Stachem, ale najpierw spotyka się z Szumanem, który wtajemnicza go w sprawy nieszczęśliwej miłości ich przyjaciela.  Tu chodzi o grubszą rybkę, o pannę Łęcką, w którą ten wariat wdeptał bez ratunku. Już zaczyna poznawać, jakie to ziółko, cierpi, gryzie się, ale oderwać się od niej nie może. Najgorsza rzecz spóźnione amory, osobliwie, kiedy trafią na takiego diabła jak Wokulski. (...)Piękna, rozpieszczona, ale bez duszy. Dla niej Wokulski tyle wart, o ile ma pieniądze i znaczenie: jest dobry na męża, naturalnie, w braku lepszego. Ale na kochanków to już ona wybierze sobie takich, którzy do niej więcej pasują. A tymczasem on - prawił Szuman - czy to w piwnicy Hopfera, czy to na stepie tak się karmił Aldonami, Grażynami, Marylami i tym podobnymi chimerami, że w pannie Łęckiej widzi bóstwo. On się już nie tylko kocha, ale uwielbia ją, modli się, padałby przed nią na twarz... Przykre go czeka zbudzenie!... Bo choć to romantyk pełnej krwi, jednak nie będzie naśladować Mickiewicza, który nie tylko przebaczył tej, co z niego zadrwiła, ale jeszcze tęsknił do niej po zdradzie, bal nawet ją unieśmiertelnił... Piękna nauka dla naszych panien: jeżeli chcesz być sławną, zdradzaj najgorętszych wielbicieli!... My, Polacy, jesteśmy skazani na głupców nawet w tak prostej rzeczy jak miłość...
- Nazajutrz Szuman wyjaśnia Rzeckiemu powód rozdrażnienia Wokulskiego: otóż książę wydaje bal, na który kupiec jeszcze nie otrzymał zaproszenia, choć inni dostali je dwa tygodnie temu. W ten sposób arystokracja pokazuje, że kupiec nie należy do ich sfery. Myślisz pan, że go zaproszą? - Och! Niezaproszenie kosztowałoby piętnaście procent rocznie od kapitału, który książę ma w spółce. Zaprosi go, zaprosi, gdyż, dzięki Bogu, Wokulski jest jeszcze rzeczywistą siłą. Ale pierwej, znając jego słabość dla panny Łęckiej, podrażni go, pobawi się nim jak psem, któremu pokazuje się i chowa mięso, ażeby nauczyć go chodzenia na dwu łapach. Nie bój się pan, oni go nie wypuszczą od siebie, na to są za mądrzy; ale go chcą wytresować, ażeby pięknie służył, dobrze aportował, a choćby i kąsał tych, którzy im nie są mili.
- Rzecki rozmawia ze Stachem, który potwierdza bliska finalizację sprzedaży sklepu. Sprzedaje go Żydom, bo nikt inny nie ma takich pieniędzy (ok. 120 tys. rubli). Przedstawia też swoje stanowisko dotyczące obecnego pokolenia Żydów:  - Będzie kiedyś awantura z tymi Żydami - mruknąłem. - Bywały już, trwały przez osiemnaście wieków i jaki rezultat?.. W antyżydowskich prześladowaniach zginęły najszlachetniejsze jednostki, a zostały tylko takie, które mogły uchronić się od zagłady. I oto jakich mamy dziś Żydów: wytrwałych, cierpliwych, podstępnych, solidarnych, sprytnych i po mistrzowsku władających jedyną bronią, jaka im pozostała - pieniędzmi. Tępiąc wszystko, co lepsze, zrobiliśmy dobór sztuczny i wypielęgnowaliśmy najgorszych.
- Wokulski, kierując się urażoną ambicją, drze zaproszenie od księcia, a Rzecki korzysta z okazji i namawia go na wizytę u pani Stawskiej w dniu balu. Kupiec do końca się waha, tym bardziej, że książę przysyła z przeprosinami Łęckiego, jednak rezygnuje z balu i spędza miły wieczór u Stawskiej. Rzecki ma nadzieję, że coś z tego wyniknie, ale po wizycie Stach idzie pod dom księcia i z tęsknotą patrzy w rozświetlone okna. 
- Subiekt ustala z panią Misiewiczową, że ożenią Wokulskiego z Heleną, nawet gdyby okazało się, że jej mąż żyje (wtedy opłaci się rozwód). Oboje dochodzą do wniosku, że parę połączyła lalka. Wkrótce plotki o związku Stacha i Heleny docierają do wszystkich sąsiadów. 
- Rządca Wirski opowiada zabawną historię o studentach wynajmujących pokój w kamienicy. Podczas egzekucji komorniczej udawali oni, że zgubili klucz od drzwi, więc ewakuowali się przez okno oraz mieszkanie Krzeszowskich. Zdenerwowana baronowa jest gotowa popłacić wszystkie długi męża i sprowadzić go do domu, gdyż nie daje rady bez męskiego wspomożenia. Ponadto Krzeszowska odwiedziła Stawską i przeprosiła za sprawę z lalką, a ona jej przebaczyła. 
- Ostatni zapis dotyczy nadziei związanych z potomkiem Napoleona.

Rozdział dwunasty (T3/IV): Damy i kobiety (31)

Podczas tegorocznego karnawalu salon Łęckich jest pełen gości, którzy znowu zaczynają składać hołdy Izabeli, gdyż rozeszła się wieść, że Stanisław Wokulski stara się o jej rękę. Tomasz Łęcki zasięgnął rady księcia, a ten, dowiedziawszy się o działalności dobroczynnej kupca i jego wielkim znaczeniu wśród pospólstwa, wręcz zalecił ten związek. Łęcka w zasadzie zdecydowała się już na małżeństwo z Wokulskim i w rozmowie z Wąsowską wspomina o  niezbędnych warunkach: sprzedaży sklepu i utrzymaniu jej dotychczasowego stylu życia.
Tymczasem Helena Stawska, która do tej pory była zainteresowana Wokulskim i wdzięczna za jego pomoc, odkrywa w sobie miłość do mężczyzny. Jego wizyty wywołują plotki, ale ona jest gotowa zostać nawet kochanką kupca. Stach widzi w kobiecie same zalety: Ja myślę, że tak jak pani wyglądały kobiety święte, jednak nie odwzajemnia jej miłości, bo jego serce jest zajęte.

Rozdział trzynasty (T3/V): W jaki sposób zaczynają otwierać się oczy (32)

- Rzecki odwiedza Szumana, żeby porozmawiać z nim o Stachu. Dyskutują o bankrutującej arystokracji i bogaceniu się Żydów. Doktor zmienił swój stosunek do Żydów, uważa, że do nich należy przyszłość świata, bo twardo stąpają po ziemi, sa mądrzy, przewidujący i pracowici.
- Izabela prosi Wokulskiego, aby ułatwił jej znajomość z włoskim skrzypkiem Molinarim, którym jest zachwycona..  
- Węgiełek informuje Wokulskiego, że po świętach pragnie ożenić się z Marianną, a ten obiecuje ich wyposażyć. 
- U państwa Rzeżuchowskich odbywa się raut uświetniony występem Molinariego. Choć skrzypek nie przypadł on do gustu arystokracji, Izabela kokietuje artystę  i pozwala mu na zbyt śmiałe zachowanie. Wokulski opuszcza raut i nie odwiedza Łęckiej przez ponad tydzień. W tym czasie co wieczór bywa u Stawskiej, ale powoli popada w depresję. Dopiero Wąsowska tłumaczy mu, że kokieteria Izabeli była odwetem za znajomość kupca ze Stawską.  Wzruszony Wokulski biegnie do ukochanej i oświadcza się, a na znak całkowitego poświęcenia miłości daje jej w prezencie medalion z blaszką Geista.
- Stawska rezygnuje z posady u Milerowej i planuje wyjazd z Warszawy.

Rozdział czternasty (T3/VI): Pogodzeni małżonkowie (33) 
Straciwszy wszystkie pieniądze, baron Krzeszowski wraca na łono małżonki. Wyjaśnia jej, że nigdy nie był kochankiem Stawskiej. Żona spłaca wszystkie jego długi. Przy okazji wyjaśnia się sprawa krętactw  Maruszewicza, który fałszował kwity, zarabiając m.in. 200 rubli na pośrednictwie w sprzedaży klaczy Wokulskiemu. Baron nie tylko przeprosił kupca, ale też poinformował o sprawie wszystkich znajomych. W imię miłości do IzabeliWokulski miłosiernie darował Maruszewiczowi karę więzienia, niszcząc dowody oszustwa.

Rozdział piętnasty (T3/VII): Tempus fugit, aeternitas manet (Czas ucieka, wieczność trwa) (34)

Po oświadczynach szczęśliwy Wokulski czuje potrzebę świadczenia dobra innym. Tytułem odszkodowania za sprzedaz sklepu zapisuje byłym subiektom - Lisickiemu i Klejnowi po 4 tys. rubli oraz przeznacza na ten cel ok. 12 tys. rubli dla wszystkich inkasentów, woźnych, parobków i furmanów. Wyprawia huczne wesele Węgiełkowi i Mariannie oraz trzyma do chrztu córkę furmana Wysockiego (Izabelę).Wieść o śmierci prezesowej Zasławskiej zasmuca go, ale nie jedzie na pogrzeb, nie chcąc opuszczać ukochanej. 
W maju Łęccy proponują Wokulskiemu wspólną wyprawę pociągiem do Krakowa  w celu odwiedzenia chorej ciotki Hortensji (siostry ojca). Pragnie ona poznać narzeczonego bratanicy, a być może, uwzględnić ją w testamencie. Wokulski wynajmuje cały wagon. Razem z nimi jedzie  Starski. Siedzi blisko Izabeli i prowadzą rozmowę po angielsku. Najpierw Starski zarzuca Wokulskiemu chciwość i nieuczciwość w prowadzeniu interesów, potem wyśmiewa jego prezent zaręczynowy, a wreszcie oboje komentują intymną sytuację, w której doszło do zgubienia cennej blaszki od Geista. Starski dodaje jeszcze, że Izabela woli jego demoniczny wdzięk niż "miłosne modlitwy" przyszłego męża. 
Wstrząśnięty Wokulski wysiada na najbliższej stacji - w Skierniewicach. Udając, że dostał pilny telegram, rezygnuje z dalszej podróży. Tuż przed odjazdem pociągu oświadcza  Starskiemu, że jego zachowanie demaskuje kobiety, a następnie żegna Izabelę po angielsku. Sam chce popełnić samobójstwo, rzucając się pod pociąg, ale ratuje go dróżnik Wysocki.  

Rozdział szesnasty (T3/VIII): Pamiętnik starego subiekta - fragm. 8 (35)

- Dywagacje na temat nadchodzącej wojny i nadziei związanych z Napoleonem IV.
- Rzecki wspomina o swoich kłopotach ze zdrowiem. Nie musi pracować, bo otrzymał od Stacha 1500 rubli miesięcznie dożywotniej pensji, ale życie bez pracy nie ma dla niego sensu. 
- Potęgują się nastroje antyżydowskie, ludzie grożą nadchodząca awanturą. M y wiemy, do czego oni są zdolni, gdyby mieli siłę. Rzecki jest oburzony. Uważałem Klejna za człowieka bardzo postępowego, może nawet zanadto postępowego, ale teraz myślę, że to jest wielki zacofaniec. Zresztą, co znaczą owe: m y - n a s?... I to ma być wiek, który nastąpił po XVIII, po tym XVIII wieku, co napisał na swoich sztandarach: wolność, równość, braterstwo?... Za cóż ja się, u diabła, biłem z Austriakami?... Za co ginęli moi kamraci?. Subiekt dostrzega jednak zmiany, jakie zaszły w Henryku Szlangbaumie odkąd stal się właścicielem sklepu. Dawniej był potulny, dziś arogant i pogardliwy; dawniej milczał, kiedy go krzywdzono, dziś sam rozbija się bez powodu. Dawniej mianował się Polakiem, dziś chełpi się ze swego żydostwa. Dawniej nawet wierzył w szlachetność i bezinteresowność, a teraz mówi tylko o swoich pieniądzach i stosunkach. Może być źle!... Za to wobec gości jest uniżony, a hrabiom, a nawet baronom właziłby pod podeszwy. Ale wobec swoich podwładnych istny hipopotam: ciągle parska i depcze ludzi po nogach. To nawet nie jest pięknie... 
- Rzecki marzy o podróży sentymentalnej na Węgry, ale kiedy Wirski załatwia mu paszport oraz kupuje kufer i pakuje rzeczy, subiekt rezygnuje z wyjazdu. 
- Klejn, który mieszka w kamienicy Krzeszowskich, opowiada, jak los zemścił się na Maruszewiczu. Namówił on barona, aby wynajął komuś mieszkanie po studentach. Tymczasem nowymi lokatorami okazali się ci sami studenci, którzy tym razem za cel swoich  żartów wzięli Maruszewicza i nie dają mu spokoju.
- Rzecki wspomina o wyjeździe Wokulskiego do Krakowa na miesiąc i jego niespodziewanym powrocie na drugi dzień. Stach poinformował przyjaciela, że to z powodu telegramu od Suzina. Szuman przeprowadził śledztwo, odkrył dziwne zachowanie Wokulskiego w Skierniewicach i domyślił się, że to z powodu zerwania z Izabelą.  
- U Rzeckiego mieszka chwilowo Mraczewski, który regularnie kontaktuje się z Heleną Stawską i pomaga jej w urządzaniu sklepu. Wyznał jej miłość. Potwierdza on wersję  Szumana, że Wokulski zerwał z Izabelą.
- Rzecki opowiada o swojej nieudanej podróży: Otóż i pojechałem... Kupiłem bilet do Krakowa, na Dworcu Warszawsko-Wiedeńskim siadłem do wagonu i kiedy już było po trzecim dzwonku, wyskoczyłem... Nie mogę ani na chwilę rozstać się z Warszawą i ze sklepem..., Żyć bym bez nich nie potrafił... Rzeczy odebrałem z kolei dopiero na drugi dzień, gdyż zajechały aż do Piotrkowa.

Rozdział siedemnasty (T3/IX): Dusza w letargu (36)

- Po powrocie ze Skierniewic Wokulski jest otępiały, nawet nie wie, jak znalazł się w domu. Zamyka się przed światem na kilka tygodni. Kilkakrotnie odwiedza go Szuman, próbując leczyć z nerwicy, lecz kupiec nie wierzy w skutki terapii, mówiąc: "- Chciałbym zapaść się pod ziemię, choć tak głęboko jak... studnia w zasławskim zamku... I jeszcze chciałbym, ażeby mnie zasypały gruzy, mnie i mój majątek, i nawet ślad tego, że kiedykolwiek istniałem. Oto moje pragnienia, owoc wszystkich poprzednich". Popada w coraz większą apatię, godzinami czyta "Don Kichota" i ogląda ilustracje. Dostrzega w nim analogie do swojego życia: "Przypomniał sobie tę dziwną historię człowieka, przez kilkanaście lat żyjącego w sferze poezji - tak jak on, który rzucał się na wiatraki jak on, był druzgotany - jak on, który zmarnował życie uganiając się za ideałem kobiety - jak on, i zamiast królewny znalazł brudną dziewkę od krów - znowu jak on!..."
- Pierwszego czerwca odwiedza go Szlangbaum z prośbą o zastawienie u niego 120 tys. rubli na 10%. Wokulski godzi się na to, aby Żyd obracał jego kapitałem do października, pod warunkiem, że zatrzyma w sklepie wszystkich pracowników, którzy zechcą pozostać. Tego samego dnia Wokulski otwiera leżący od kilku dni gruby list z Paryża. "Była to korespondencja od baronowej mającej dyplomatyczne stosunki, tudzież kilka urzędowych aktów. Przejrzał je i przekonał się, że są to dowody śmierci Ernesta Waltera, inaczej Ludwika Stawskiego, który zmarł w Algierze". Mimo wyrzutów sumienia kupiec nie ma siły powiadomić nikogo o tej sprawie.
- Apatia Wokulskiego trwa ok. 5 tygodni. W kolejnej rozmowie Szuman ostrzega go przed wycofaniem się ze spółki kupieckiej, bo przejmą ją ortodoksyjni Żydzi.
- Wokulskiego odwiedza też Rzecki, który wygląda na bardzo chorego. Przynosi wieści, że Maleski, Patkiewicz i Klejn zostali aresztowani za prześladowanie Maruszewicza. On również ostrzega Wokulskiego przed przejmowaniem przez Żydów polskiego handlu. Stach przekazuje przyjacielowi list o śmierci Stawskiego, a ucieszony Ignacy namawia go do małżeństwa z Heleną Stawską zanim  Mraczewski sprzątnie mu wdowę. 
- Podczas kolejnej wizyty u Wokulskiego Szuman wyraża swój podziw dla sprytu Żydów i mówi, że wszedł w spółkę ze Szlangbaumem, co czyni z niego, jako przyszłego bogacza, interesującą partię nawet dla chrześcijanek. Kpi z wyobrażenia idealnej miłości, która omal nie doprowadziła Wokulskiego do samobójstwa: Chwytasz się za głowę, bo w twojej chorej wyobraźni ciągle jeszcze pokutuje chimera idealnej miłości, kobiety z anielską duszą... Takich jest ledwie jedna na dziesięć, więc masz dziewięć przeciw jednemu, że na taką nie trafisz. A chcesz poznać normę?..: więc rozejrzyj się w stosunkach ludzkich. Albo mężczyzna jak kogut uwija się między kilkunastoma kurami, albo kobieta, jak wilczyca w lutym, wabi za sobą całą zgraję ogłupiałych wilków czy psów... I powiadam ci, że nie ma nic bardziej upadlającego jak ściganie się w takiej gromadzie, jak zależność od wilczycy... W tym stosunku traci się majątek, zdrowie, serce, energię, a w końcu i rozum... Hańba temu, kto nie potrafi wydobyć się z podobnego błota!
- Wokulski wycofuje swoj kapitał ze spółki, co budzi niepokój arystokracji, a przede wszystkim księcia, tym bardziej, że inwestycje przyniosły aż 18% zysku. W końcu interes przejmuje Henryk Szlangbaum.
- Wokulskiego odwiedza Węgiełek i opowiada o swoich problemach w małżeństwie. Na widok Starskiego spotkanego w Zasławiu żona wyznała, że to on sprowadził ja na złą drogę. Byłem spokojny, dopókim nie zobaczył jednego gacha; ale teraz na kogo spojrzę, wydaje mi się, że i on mój szwagier... A od żony, choć jej o tym nie gadam, to tak mnie odpycha... tak mnie odpycha, jakby co między mną i nią stało...  Węgiełek wspomina również, ze baron Dalski nakrył swoją żonę i Starskiego podczas intymnego spotkania.  
- Tydzień po wizycie Węgiełka prosto z Zasławka przyjeżdża Ochocki i opowiada o najnowszych wydarzeniach. nieboszczka prezesowa, oprócz drobnej części, cały swój majątek zapisała na cele dobroczynne. Szpitale, domy podrzutków, szkółki, sklepy wiejskie et caetera... A książę, Dalski i ja należymy do grona wykonawców jej woli... Tymczasem Starski postanowił podważyć testament chrzestnej, a Dalski był skłonny  się zgodzić. Jednak zmienił zdanie po wspólnym wyjeździe do Zasławia, gdzie odkrył romans swojej żony. Nie dość, że natychmiast odesłał żonę do jej rodziny i wystapił o rozwód, to dziesięć dni temu strzelał się ze Starskim i został ranny. Ponadto postanowił pomóc założyć w Warszawie gabinet doświadczalny do technologii chemicznej i mechanicznej.  Wokulski namawia Ochockiego do kontaktu z Geistem.
- Kupiec stopniowo zaczyna wychodzić z domu, odwiedza Łazienki.
- Dziesięc tygodni po rozstaniu z Łęcką Wokulski, wezwany listownie, odwiedza Wąsowską, która robi mu wyrzuty za jego zachowanie. Naraził pan osobę z towarzystwa na plotki, jej ojca na chorobę, całą rodzinę na przykrości... Zamyka się pan po parę miesięcy w domu, robi pan zawód kilkunastu ludziom, którzy mu nieograniczenie ufali, a potem nawet poczciwy książę wszystkie pańskie dziwactwa nazywa "przyczynkiem do działalności kobiet..."  Jest oburzona bezkompromisowym postępowaniem Dalskiego względem żony. Odbywają dyskusję dotyczącą równouprawnienia płci w kwestiach etycznych. Umysłem i pracą przeciętna kobieta jest niższą od mężczyzny; ale obyczajami i uczuciem ma być od niego o tyle wyższą, że kompensuje tamte nierówności. Przynajmniej tak nam to ciągle mówią, my w to wierzymy i pomimo wielu niższości kobiet stawiamy je wyżej od nas... Jeżeli zaś pani baronowa zrzekła się swoich zalet, a że się ich od dawna zrzekła, tośmy widzieli wszyscy, więc nie może dziwić się, że straciła i przywileje. Mąż pozbył się jej jako nieuczciwego wspólnika. Zdaniem Wokulskiego podstawową wartością w związku jest uczciwość i lojalność. Wspomina swoje małżeństwo z Minclową. (...) żona moja przede wszystkim z góry nie posądzała mnie o niewinność, a ja jej, co prawda, nic obiecywałem miłości. Byłem bardzo lichym mężem, ale za to, jak człowiek kupiony, byłem najlepszym subiektem i najwierniejszym jej sługą. Chodziłem z nią po kościołach, koncertach, teatrach, bawiłem jej gości i faktycznie potroiłem dochody ze sklepu. (...) Tak gorzko odczuwałem moją niewolę, żem po prostu nie śmiał patrzeć na inne kobiety. Wąsowska chce skłonić Wokulskiego do pogodzenia z Izabelą, tłumacząc, że ze Starskim łączył ją tylko niewinny flirt i że bardzo żałuje rozstania. Z zachowania wdowy można wnosić, że sama nie miałaby nic przeciwko związkowi z kupcem.
- Wokulski dostrzega, że zaczynają mu sie podobać kobiety mijane na ulicy. Odwiedzają go Szuman i Ochocki. Wokulski zamierza wycofać się z wszelkich interesów i ulokować majątek w papierach wartościowych. Obiecuje Julianowi, że w październiku wyłoży pieniądze na jego wyjazd za granicę. 
- Wąsowska ponownie spotyka się z Wokulskim i udostępnia mu list, który dostała od Izabeli. Łęcka narzeka na problemy finansowe: Już wiem, ile mi zapisała ciotka Hortensja: oto sześćdziesiąt tysięcy rubli; razem więc mamy dziewięćdziesiąt tysięcy rubli, które poczciwy baron obiecuje umieścić na siedem procent, co wyniesie około sześciu tysięcy rubli rocznie. Ale trudno, trzeba nauczyć się oszczędności. Następnie opisuje wrażenie, jakie wywarła na młodym inżynierze, a w końcu wspomina o strasznej konieczności wyjścia za marszałka, który się jej oświadczył listownie. Między wierszami pisze o swojej tęsknocie za tym, co było. Wokulski odkrywa, że ciągle kocha Izabelę.
- Wąsowska po raz kolejny wzywa Wokulskiego, pod pretekstem porady dotyczącej zakupu franków. Kupiec zwraca jej list od Łęckiej i jednonacznie oświadcza, że nie widzi możliwości związku z kobietą, która uraziła jego godność. (...) już mam dosyć tych wyścigów, w których byłem bity przez panów Starskich, Szastalskich i licho nie wie jakich jeszcze!... Nie mogę odegrywać roli eunucha przy moim ideale i upatrywać w każdym mężczyźnie szczęśliwego rywala czy niepożądanego kuzyna. (...) w moich oczach, pod pozorami obojętnej życzliwości, toczył się najzwyklejszy romans, i - to mi wystarcza. Rozumiem żonę, która oszukuje męża; bo ona może się tłumaczyć pętami, jakie wkłada na nią małżeństwo. Ale ażeby kobieta wolna oszukiwała obcego sobie człowieka... Cha!... cha!... cha!... to już jest, dalibóg, zamiłowanie do sportu... Przecież miała prawo przenosić nade mnie Starskiego - i ich wszystkich... Ale nie! Jej jeszcze było potrzeba mieć w swoim orszaku błazna, który ją naprawdę kochał, który dla niej wszystko był gotów poświęcić... I dla ostatecznego zhańbienia natury ludzkiej właśnie z mojej piersi chciała zrobić parawan dla siebie i adoratorów... Czy pani domyśla się, jak musieli drwić ze mnie ci ludzie, tak tanio obsypywani względami?... I czy pani czuje, co to za piekło być tak śmiesznym jak ja, a zarazem tak nieszczęśliwym, tak oceniać swój upadek i tak rozumieć, że jest niezasłużony?...
- Wokulski odwiedza Rzeckiego, który szykuje się na śmierć. Subiekt jeszcze raz namawia przyjaciela do małżeństwa ze Stawską, ale Stach wybiera się do Moskwy a potem dalej, co wkrótce następuje. Wszystkie jego ruchomości, począwszy od sprzętów, skończywszy na powozie i koniach, nabył hurtem Szlangbaum za dosyć niską cenę.

Rozdział osiemnasty (T3/X): Pamiętnik starego subiekta - fragm. 9 (37)

- Rzecki czuje się coraz gorzej. Rozważa pogłoski o śmierci Ludwika Napoleona, syna cesarza, w Afryce.  
- Henryk Szlangbaum wyprawia uroczystość przejęcia sklepu. 
- Zdaniem Rzeckiego Wokulski wyjechał do Moskwy po pieniądze, które ma u Suzina (pół miliona rubli). 
- Mraczewski oświadczył się Stawskiej i został przyjęty. 

Rozdział dziewiętnasty (T3/XI): ... ? ... (38)

Jego treść dotyczy przede wszystkim dywagacji o przypuszczalnych losach Wokulskiego po zniknięciu. 

- Rzecki niedomaga (serce) i wciąż rozmyśla o nieobecnym Stachu. Pewnego dnia odwiedzają go radca Węgrowicz i ajent Szprot. Przynoszą piwo oraz plotki o Wokulskim, który podobno zbankrutował, jak zapowiadali w marcu.  (klamra! - sytuacja podobna jak w pierwszym rozdziale). Po chwili przychodzi dr Szuman i wygłasza swoją opinię o Wokulskim:

"Całe miasto mówi to samo, chociaż myli się tytułując Wokulskiego bankrutem, bo on jest tylko półgłówkiem z tego typu, który ja nazywam polskimi romantykami. (...) Wszakże ten człowiek ani razu w życiu nie działał przytomnie... Kiedy był subiektem, myślał o wynalazkach i o uniwersytecie; kiedy wszedł do uniwersytetu, zaczął bawić się polityką. Później, zamiast robić pieniądze, został uczonym i wrócił tu tak goły, że gdyby nie Minclowa, umarłby z głodu... Nareszcie zaczął robić majątek, ale - nie jako kupiec, tylko jako wielbiciel panny, która od wielu lat ma ustaloną reputację kokietki. Nie koniec na tym, już bowiem mając w ręku i pannę, i majątek, rzucił oboje, a dzisiaj - co robi i gdzie jest?... Powiedz pan, jeżeliś mądry?... Półgłówek, skończony półgłówek! - mówił Szuman machając ręką. - Czystej krwi polski romantyk, co to wiecznie szuka czegoś poza rzeczywistością..."

- Podczas kolejnej wizyty Szuman snuje domysły oparte na informacjach uzyskanych od Szlangbauma. 

"Wyjechał do Odessy, stamtąd ma zamiar udać się do Indyj, z Indyj do Chin i Japonii, a później przez Ocean Spokojny do Ameryki... Rozumiem podróż, nawet naokoło świata, sam bym mu ją radził. Ale ażeby nie napisać słówka, zostawiając, bądź jak bądź, ludzi życzliwych i ze dwakroć sto tysięcy rubli w Warszawie, na to, dalibóg! trzeba mieć w wysokim stopniu rozwiniętą psychozę..." 

- Następnie wizytę składa Ochocki, który przynosi wieści o śmierci Tomasza Łęckiego, za co wini swoją piękną kuzynkę. Izabela przyjęła oświadczyny starego marszałka, ale traktowała go po swojemu, więc ten zerwał zaręczyny, co doprowadziło ojca do udaru.

"(...)marszałek, zazdrosny o inżyniera, zaprzestał konkurów i wyniósł się na Litwę w sposób tak demonstracyjny, że panna Izabela i hrabina dostały spazmów, a poczciwy Łęcki nawet nie kiwnąwszy palcem umarł na apopleksję..."
"- Ależ to potwór!... - zawołał Rzecki.
Charakteryzuje też Izabelę jako wytwór sfery, w której żyła.
- Nie. Nawet niegłupia i niezła w gruncie rzeczy, tylko... taka jak tysiące innych z jej sfery.
- Tysiące?...
- Niestety!... - westchnął Ochocki. - Wyobraź pan sobie klasę ludzi majętnych lub zamożnych, którzy dobrze jedzą, a niewiele robią. Człowiek musi w jakiś sposób zużywać siły; więc jeżeli nie pracuje, musi wpaść w rozpustę, a przynajmniej drażnić nerwy... I do rozpusty zaś, i do drażnienia nerwów potrzebne są kobiety piękne, eleganckie, dowcipne, świetnie wychowane, a raczej wytresowane w tym właśnie kierunku... Toż to ich jedyna kariera...
- I panna Izabela zaciągnęła się w ich szeregi?...
- To jest, właściwie zaciągnęli ją... Przykro mi to mówić, ale panu mówię, ażebyś wiedział, o jaką to kobietę potknął się Wokulski..."
Trafnie opisuje charakter Wokulskiego, nie zgadzając się ze zdaniem Szumana:
- Poznać go łatwo. Był to jednym słowem człowiek szerokiej duszy. (...) ludzie małej duszy dbają tylko o swoje interesa, nie sięgają myślą poza dzień dzisiejszy i mają wstręt do rzeczy nieznanych. Byle im było spokojnie i suto... Taki zaś facet jak on troszczy się interesami tysięcy, patrzy nieraz o kilkadziesiąt lat naprzód, a każda rzecz nieznana i nierozstrzygnięta pociąga go w sposób nieprzeparty. To nawet nie jest żadna zasługa, tylko mus. Jak żelazo bez namysłu rusza się za magnesem albo pszczoła lepi swoje komórki, tak ten gatunek ludzi rzuca się do wielkich idei i niezwykłych prac... - Szuman - rzekł (Rzecki)- mądry doktór Szuman mówi, że Stach jest wariat, polski romantyk.
- Głupi Szuman ze swoim żydowskim klasycyzmem!... - odparł Ochocki. - On nawet nie domyśla się, że cywilizacji nie stworzyli ani filistrowie, ani geszefciarze, lecz właśnie tacy wariaci... Gdyby rozum polegał na myśleniu o dochodach, ludzie do dzisiejszego dnia byliby małpami...
- W końcu września Szuman przynosi najświeższe plotki o Wokulskim:
"Pachciarz z Zasławka mówił Szlangbaumowi, że furman nieboszczki prezesowej widział niedawno Wokulskiego w lesie zasławskim. Opisywał nawet, jak był ubrany i na jakim koniu jechał... (...) prawie jednocześnie inny Żydek, handlujący węglami, widział znowu Wokulskiego w Dąbrowie... A nawet więcej, bo jakoby dowiedział się, że ów Wokulski kupił od jednego górnika, pijaczyny, dwa naboje dynamitowe...
- Wreszcie ujawnia się testament Wokulskiego. 
" Oto w dniu pierwszego października jeden z rejentów zawezwał do siebie pana Ignacego i pokazał mu akt, zeznany przez Wokulskiego przed wyjazdem do Moskwy. Był to formalny testament; w którym Wokulski rozporządził pozostałymi w Warszawie pieniędzmi, z których siedemdziesiąt tysięcy rs leżały w banku, zaś sto dwadzieścia tysięcy rs. u Szlangbauma. Dla osób obcych rozporządzenie to było dowodem niepoczytalności Wokulskiego; Rzeckiemu jednak wydało się całkiem logiczne. Testator zapisał: ogromną sumę stu czterdziestu tysięcy rubli Ochockiemu, dwadzieścia pięć tysięcy rs. Rzeckiemu, dwadzieścia tysięcy rs. Helence Stawskiej. Pozostałe zaś pięć tysięcy rs. podzielił między swoją dawną służbę albo biedaków, którzy mieli z nim stosunki. Z tej sumy otrzymali po pięćset rubli: Węgiełek, stolarz z Zasławia, Wysocki, furman z Warszawy, i drugi Wysocki, jego brat, dróżnik ze SkierniewicWokulski rzewnymi słowami prosił obdarowanych, ażeby zapisy przyjęli jak od zmarłego; rejenta zaś zobowiązał do nieogłaszania aktu przed pierwszym październikiem".
Szuman zachodzi w głowę, kim jest dróżnik Wysocki, jeden ze spadkobierców. Ochocki chce natychmiast podjąć pieniądze zdeponowane u Szlangbauma.
- U Rzeckiego pojawia się też Mraczewski, aby wypytać go, dlaczego Wokulski zapisał pieniądze pani Stawskiej. Ten uspokaja go, że zrobił to z czystej sympatii do kobiety.
- Pod rządami Szlangbauma sklep traci swoją klasę: towar i obsługa są znacznie gorszej jakości. Rzecki myśli, czy by do spółki z panią Stawską nie założyć własnego sklepu. Podczas kolejnej wizyty Szuman przedstawia Rzeckiemu wyniki swojego śledztwa w sprawie Wysockiego - to dróżnik, który uratował Wokulskiemu życie, gdy ten chciał popełnić samobójstwo. 
- W końcu października przychodzi list z Zasławia od Węgiełka, w którym opisuje on wybuch w ruinach zamku, który rozsadził na kawałki kamień i zasypał gruzem studnię. Węgiełek obawia się o życie Wokulskiego, ale przeszukał ruiny i nie znalazł ciała kupca. Jednak Szuman jest przekonany, że przyjaciel nie żyje.
"- Ależ zastanów się, panie Ignacy - mówił doktór, z trudnością hamując wzruszenie. -- Pomyśl tylko : widziano go w Dąbrowie, jak kupował naboje, potem widziano go w okolicach Zasławka, a nareszcie w samym Zasławiu. Myślę, że w zamku musiało coś kiedyś zajść między nim a tą... tą potępienicą. Bo nawet mnie raz wspomniał, że chciałby zapaść się pod ziemię tak głęboko jak studnia zasławska..."
Rzecki ma inną hipotezę:
"Stacha po prostu dręczyły wspomnienia tego zamku, więc chciał go zniszczyć, jak Ochocki zniszczył grecką gramatykę, kiedy się na niej przepracował. Jest to także odpowiedź dana tej pannie, która podobno co dzień jeździła tęsknić do tych gruzów..."
Szuman wygłasza swoją opinię na temat miejsca romantyków we współczesnym świecie:
- Romantycy muszą wyginąć, to darmo; dzisiejszy świat nie dla nich... Powszechna jawność sprawia to, że już nie wierzymy ani w anielskość kobiet, ani w możliwość ideałów. Kto tego nie rozumie, musi zginąć albo dobrowolnie sam ustąpić... Ale jaki to człowiek stylowy!... - zakończył. - Umarł przywalony resztkami feudalizmu. Zginął, aż ziemia zadrżała... Ciekawy typ, ciekawy...
- W sobotę wieczorem Rzeckiego spotyka straszna przykrość: układając towar na wystawie odkrywa, że jest śledzony przez subiekta, czy czegoś nie kradnie, bo właścicielowi nie mieści się w głowie, że ktoś chce pracować za darmo. Stary subiekt jest tym faktem bardzo poruszony. "Mnie zrobili złodziejem!... Stach powierzał mi krocie, a ten, bestia, lęka się o swoje tandeciarskie towary..." Silne emocje wywołują atak serca. Rzecki umiera w niedzielę przed południem. Przed śmiercią widzi całe swoje życie. O drugiej po południu odnajduje go służący Kazimierz.
- W tym samym czasie Szumana odwiedza Ochocki i opowiada, że właśnie odprowadził na pociąg Izabelę, która wyjechała za granicę, aby wstąpić do klasztoru. Chce też powiedziec coś o Wokulskim, ale przerywa mu przybycie Kazimierza.
- W mieszkaniu Rzeckiego są już Maruszewicz i Szlangbaum, którzy przyszli dopilnować swoich interesów oraz Węgrowicz i Szprot. Doktor jest poruszony śmiercią przyjaciela:
"- Przypatrz mu się pan... - rzekł doktór wskazując na zwłoki.- Ostatni to romantyk!... Jak oni się wynoszą... Jak oni się wynoszą... (...) Ochocki ujął zimną już rękę Rzeckiego i pochylił się, jakby chcąc mu coś szepnąć do ucha. Nagle w bocznej kieszeni zmarłego spostrzegł wysunięty do połowy list Węgiełka i machinalnie przeczytał nakreślone wielkimi literami wyrazy: Non omnis moriar...
- Masz rację... - rzekł jakby do siebie.
- Ja mam rację?... - zapytał doktór. - Wiem o tym od dawna.
Ochocki milczał".

10. Plan wydarzeń wątku głównego (akcja):

1. Wokulski wraca do Warszawy (rozdz. Powrót)
2. Izabela odwiedza sklep Wokulskiego (rozdz. Gołąb wychodzi na spotkanie węża)3. Wokulski spotyka furmana Wysockiego (rozdz. Medytacje)
4. Dymisja subiekta Mraczewskiego (rozdz. Medytacje)
5. Wielki Piątek - kwesta w kościele i rozmowa Wokulskiego z prostytutką Marianną. (rozdz. Kładki, na których spotykają się ludzie różnych światów)
6. Wielka Niedziela - śniadanie u hrabiny Karolowej; Wokulski poznaje prezesową Zasławską (rozdz. Kładki, na których spotykają się ludzie różnych światów)
7. Budowa nowego sklepu; przeniesienie pokoju Rzeckiego (rozdz. Pamiętnik starego subiekta)
8. Założenie spółki do handlu z Rosją; Wokulski poznaje Ochockiego (rozdz. Stare marzenia i nowe znajomości)
9. Wokulski odkupuje od Krzeszowskiej klacz Sułtankę (rozdz. Wędrówki za cudzymi interesami)
10. Wokulski decyduje się kupić kamienicę Łęckich za 90 tys., przepłacając 30 tys. (rozdz. Wędrówki za cudzymi interesami)
11. Wygrana Sułtanki na wyścigach i pojedynek z baronem Krzeszowskim (rozdz. Wielkopańskie zabawy)
12. Wokulski otrzymuje list z zaproszeniem na obiad do Łęckich (rozdz. W jaki sposób duszę ludzką szarpie namiętność, a w jaki rozsądek)
13.Obiad u Łęckich; plany wspólnego wyjazdu do Paryża  (rozdz.”Ona” – „On” – i ci inni)
14. Wokulski organizuje klakę dla aktora Rossiego (rozdz. Zdumienia, przywidzenia i obserwacje starego subiekta)
15. Szlangabaum kupuje dla Wokulskiego kamienicę Łęckich (rozdz. Zdumienia, przywidzenia i obserwacje starego subiekta)
16. Pojawienie się Starskiego oraz chłodne potraktowanie przez Izabelę powoduje, że Wokulski wyjeżdża do Paryża. (rozdz. Pierwsze ostrzeżenie) 
17. Rzecki administruje kamienicą (rozdz. Pamiętnik starego subiekta)
18. Zajęcia Wokulskiego w Paryżu; opis Paryża (rozdz. Szare dnie i krwawe godziny)
19. Wokulski poznaje prof. Geista i jego wynalazek (rozdz. Widziadło)
20. Wokulski jedzie do Zasławka na zaproszenie prezesowej (rozdz. Człowiek szczęśliwy w miłości)
21. Opis wzorowego gospodarstwa prezesowej; Wąsowska flirtuje z Wokulskim (rozdz. Wiejskie rozrywki)
22. Przybycie do Zasławka Izabeli (rozdz. Pod jednym dachem)
23. Wspólne spacery Izabeli z Wokulskim i rozmowa przy ruinach zamku w Zasławiu (rozdz. Lasy, ruiny i czary)
24. Wokulski sprzedaje kamienicę baronowej Krzeszowskiej.
25. Rzecki opisuje proces o lalkę i historię studentów (rozdziały: Pamiętnik starego subiekta)
26. Wokulski zamierza sprzedać sklep Szlangbaumowi (rozdz. Pamiętnik starego subiekta)
27. Izabela zastanawia się nad małżeństwem z Wokulskim; Stawska zakochuje się w Wokulskim (rozdz. Damy i kobiety)
28. Zachwyt Łęckiej skrzypkiem Molinarim; Izabela przyjmuje oświadczyny Wokulskiego (rozdz. W jaki sposób zaczynają otwierać się ludziom oczy)
29. Podczas wspólnej podróży do Krakowa Wokulski dowiaduje się, że narzeczona zdradza go ze Starskim; chce popełnić samobójstwo  (rozdz. Tempus fugit, aeternitas manet (Czas ucieka, wieczność trwa)
30.  Po rozstaniu z Izabelą Wokulski jest w depresji; rezygnuje ze spółki; Wąsowska bezskutecznie próbuje pogodzić narzeczonych (rozdz. Dusza w letargu) 
31. Plotki o Wokulskim, śmierć Rzeckiego (rozdz.…?...)

11. Jakie pytania mogą się znaleźć w sprawdzianie z treści książki? Znacie to? Wredne pytanka o szczegóły, sprawdzające znajomość lektury. A tymczasem nie wszystko zapadło w pamięć, a jeśli ktoś posiłkował się tylko opracowaniem, w ogóle sobie nie poradzi. Poniżej zestaw takich złośliwych szczególików, które mogą się pojawić na kartkówce:

Szczegóły dotyczące treści powieści:
  1. Rzecki i jego ojciec byli bonapartystami.
  2. Jan Mincel prowadził sklep kolonialno-galanteryjno-mydlarski na Podwalu.
  3. W oknie sklepu Mincla wisiał ruchomy Kozak, a w drzwiach był bęben, pałasz i skórzany koń z prawdziwym ogonem.
  4. Po śmierci brata ciotka Rzeckiego wyszła za mąż za pana Raczka.
  5. Jan i Franc Minclowie byli bratankami starego Jana Mincla i razem z nim prowadzili sklep.
  6. W sklepie Minclów pracował August Katz, który razem z Rzeckim uczestniczył w Wiośnie Ludów na Węgrzech i po jej klęsce popełnił samobójstwo.
  7. Przyjacielem Rzeckiego był młody Jan Mincel, który po śmierci stryja przeniósł się ze swoją częścią sklepu na Krakowskie Przedmieście.
  8. Wokulski pracował w piwiarni u Hopfera.
  9. W Wokulskim kochała się córka Hopfera, Kasia
  10. Wokulski był uczestnikiem powstania styczniowego i przebywał za zesłaniu razem z Henrykiem Szlangbaumem. Na Syberii odmroził sobie ręce.
  11. Henryk zmienił nazwisko na Szlangowski i wychowywał dzieci po chrześcijańsku. Do nazwiska Szlangbaum wrócił, by ojciec zapisał mu w spadku majątek. 
  12. Wokulski ożenił się z Małgorzatą Pfeifer, wdową po Janie Minclu.
  13. Wokulski po raz pierwszy zobaczył Izabelę w teatrze.
  14. Wokulski pomnożył majątek Minclów na dostawach dla wojska podczas wojny rosyjsko-tureckiej  (1877-1878).
  15. Izabela miała w sypialni posąg Apollina, w którym się platonicznie kochała.
  16. Panną do towarzystwa Izabeli Łęckiej była Florentyna.
  17. Pies Rzeckiego to pudel Ir.
  18. Helenę Stawską i jej córkę, Helunię, Wokulski zobaczył po raz pierwszy w kościele podczas kwesty wielkanocnej.
  19. Wokulski rozmawiał z prostytutką Marianną w pokoju Rzeckiego.
  20. Po powrocie z Bułgarii Wokulski otworzył nowy elegancki sklep z tkaninami, galanterią i zabawkami. 
  21. Wokulski wyrzucił z pracy Mraczewskiego, który zbyt swobodnie zachowywał się wobec Izabeli i barona Krzeszowskiego.
  22. Pani Meliton (kiedyś nauczycielka) była swatką i informowała Wokulskiego o wszystkich sprawach Łęckich.
  23. Żeby upodobnić się do arystokracji i przez to zbliżyć do Izabeli Wokulski kupił powóz i zaczął uczyć się angielskiego.
  24. Wokulski wykupił weksle Łęckich i srebra rodowe.
  25. Wokulski kupił od baronowej Krzeszowskiej klacz wyścigową jej męża.
  26. Sekundantami Wokulskiego w pojedynku z Krzeszowskim byli Szuman i Rzecki.
  27. Pojedynek zakończył się wybiciem Krzeszowskiemu zębów zamkiem pistoletu, w który trafiła kula Wokulskiego. 
  28. Krzeszowski przesłał Izabeli na przeprosiny swój ząb.
  29. Zdrobnienie imienia Izabeli Łęckiej to Bela.
  30. Wokulski kupił kamienicę Łęckich za 90 tys. rubli (przepłacił 30 tys.) a potem sprzedał baronowej Krzeszowskiej za 100 tys. rubli.
  31. W imieniu Wokulskiego kamienicę licytował Żyd Szlangbaum, ojciec Henryka.
  32. Kamienica Łęckich to trzypiętrowy żółty budynek z oficyną przy Alejach Jerozolimskich.
  33. Rossi to włoski aktor, idol Izabeli, grający w gościnnie w Warszawie w sztuce Szekspira "Makbet".
  34. Włoski skrzypek, który zafascynował Izabelę, to Molinari.
  35. W Paryżu Wokulski pomaga Suzinowi w rozmowach z budowniczymi okrętów.
  36. Nieznajomy przechodzień ukradł Wokulskiemu w Paryżu srebrną papierośnicę.
  37. Kamień w Zasławiu przypominał dawną miłość prezesowej Zasławskiej i stryja Wokulskiego, też Stanisława. 
  38. Napis na kamieniu wyrył rzemieślnik Węgiełek; był to fragment wiersza A. Mickiewicza: Do M. "Na każdym miejscu i o każdej dobie, / Gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił, /Wszędzie i zawsze będę ja przy tobie, / Bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił."
  39. Dowodem niewinności Stawskiej w procesie o lalkę była metka z logo firmy Wokulskiego.
  40. Studenci - lokatorzy w kamienicy - to Maleski, Patkiewicz i trzeci nieznany z nazwiska.
  41. Matka Heleny Stawskiej to pani Jadwiga Misiewiczowa.
  42. Helena Stawska na końcu powieści wychodzi za mąż za Mraczewskiego
  43. Sklep Wokulskiego jest wart ok. 120 tys. rubli.
  44. Geist dał Wokulskiemu na pamiątkę blaszkę z metalu 5 razy lżejszego od wody.
  45. Ulubione zajęcie starego Szlangbauma to układanie szarad. 
Życiorys autora:
1. Prawdziwe nazwisko Bolesława Prusa to Aleksander Głowacki.
2. Prus chętnie przebywał w uzdrowisku Nałęczów.

12. Kalendarium wydarzeń  "Lalki"

Cyfry w nawiasach kwadratowych to numery rozdziałów z tabeli w p. 8 ("Lalka" w pigułce) 

1814(?) - przypuszczalna data narodzin Tomasza Łęckiego (obecnie ma lat sześćdziesiąt kilka)
1825(?) - przypuszczalna data narodzin Ignacego Rzeckiego
1832 - narodziny Stanisława Wokulskiego: w roku 1860 jako subiekt Hopfera miał lat dwadzieścia parę (rozmowa Węgrowicza z Deklewskim w jadłodajni rozdz. [1]), w roku 1861 lub 1862 ma wg Małgorzaty Minclowej "ze 28 lat" - rozdz. Pamiętnik starego subiekta [20]; w roku 1877 przed wyjazdem do Bułgarii ma 45 lat - rozmowa z Wokulskiego z Szumanem [8]
1840 - Rzecki po śmierci ojca zaczyna termin w sklepie Jana Mincla
1846 - Rzecki zostaje subiektem, Mincel-senior umiera
1848 (luty) - Ignacy Rzecki i August Katz wyjeżdżają na Węgry i biorą udział w Wiośnie Ludów
1850 - Jan Mincel-junior przenosi sklep galanteryjny na Krakowskie Przedmieście
1852/53 - narodziny Izabeli Łęckiej (w 1870 r., podczas oświadczyn Wiktora Emanuela, miała 18 lat)
1853 - Rzecki wraca z zagranicy i rozpoczyna pracę w sklepie Jana Mincla
1853 - po Wielkanocy Jan Mincel żeni się z Małgorzatą Pfeifer
1853 lub 1854 - Wokulski zaczyna pracę w piwiarni Hopfera
1856 - Franc Mincel umiera na karbunkuł (czyrak)
1857 lub 1858 - Rzecki poznaje w piwiarni Hopfera Stanisława Wokulskiego, który pracuje tam od ok. 4 lat i będzie pracował jeszcze 3 lata. [20]
1861 - Wokulski rezygnuje z pracy i przenosi się do Rzeckiego; zaczyna chodzić do Szkoły Przygotowawczej 
1862 - Wokulski zdaje egzamin do Szkoły Głównej, Małgorzata Minclowa swata go z Kasią  Hopfer i sama się w nim zakochuje
1863 - Wokulski bierze udział w powstaniu styczniowym i trafia na Sybir
1864-70 - Wokulski przebywa w Rosji, gdzie zdobywa wykształcenie [20]
1870 - śmierć Jana Mincla [20]
1871 - Wdowa po Janie Minclu nadal interesuje się Wokulskim.[20]
1872 - Wokulski żeni się z Małgorzatą Minclową i pomnaża majątek Minclów [20]
1876 - Małgorzata Pfeifer/Mincel/Wokulskiej w piątym roku małżeństwa umiera na zakażenie krwi wskutek natarcia się balsamem upiększającym [20]
1877 (pół roku po śmierci żony) - Namówiony przez RzeckiegoWokulski idzie do teatru, widzi tam Izabelę Łęcką i zakochuje się w niej
1877 (lipiec) - Wokulski wyjeżdża na wojnę krymską w interesach (ma wtedy 45 lat)
------------------------------
1878 (początek marca) - Wokulski powraca z zagranicy (przebywał tam ok. osiem miesięcy) z pomnożonym 10-krotnie majątkiem.
1878 (maj) - Wokulski otwiera nowy elegancki sklep i przenosi Rzeckiego do nowego mieszkania.
1878 (lipiec) - Wokulski kupuje kamienicę Łęckich
1878 (sierpień) - Wokulski wyjeżdża do Paryża 
1878 (wrzesień) - Wokulski  spędza miesiąc w Zasławku.
1878 (od połowy października do listopada) - Wokulski robi interesy z Suzinem w Moskwie (zdaniem Rzeckiego zarobił ok. 70 tys. rubli).
1878 (początek grudnia) - Wokulski sprzedaje baronowej Krzeszowskiej kamienicę  za 100 tys. rubli, a nowa właścicielka wypowiada najem mieszkańcom: Wirskiemu, Stawskiej, studentom.
1878 (druga połowa grudnia) - pani Stawska kupuje w sklepie Wokulskiego lalkę za 3 ruble (warta 15 rubli)
1878 (23 grudnia) - Baronowa oskarża Stawską o kradzież lalki, co wywołuje skandal i pozbawia kobietę pracy.
1878 (po Bożym Narodzeniu) - Stawska zaczyna pracę jako kasjerka w sklepie wdowy Millerowej z pensją 75 rubli miesięcznie.
1879 (koniec stycznia) - Proces o lalkę i eksmisję studentów z kamienicy.
1879 (luty-karnawał) - Wokulski prowadzi rozmowy z Henrykiem Szlangbaumem w sprawie sprzedaży swego sklepu oraz rezygnuje z balu u księcia, bo został zaproszony dopiero w przeddzień.
1879 (koniec marca) - Wokulski na prośbę Izabeli załatwia koncert skrzypka Molinariego w domu państwa Rzeżuchowskich.
1879 (kwiecień - 10 dni po koncercie) - Izabela przyjmuje oświadczyny Wokulskiego i złoty medalion z metalem Geista.
1879 (wiosna) - Stawska wyprowadza się do Częstochowy, wychodzą na jaw szachrajstwa Maruszewicza, umiera prezesowa Zasławska
1879 (maj) - Łęccy chcą odwiedzić w Krakowie chorą ciotkę Hortensję, Izabela zaprasza do wspólnej podróży Wokulskiego i Starskiego, w Skierniewicach dochodzi do zerwania narzeczeństwa.  
1879 (maj-lipiec) - Wokulski ponad 2 miesięcy nie wychodzi ze swego mieszkania, cierpiąc po zerwaniu
1879 (1 czerwca) - Szlangbaum proponuje Wokulskiemu interes (zastawienie u niego pieniędzy)
1879 (10 tygodni od zerwania) - Wąsowska chce pogodzić Wokulskiego z Łęcką
1879 (lato) - umiera Tomasz Łęcki a Izabela wstępuje do klasztoru
1879 (październik) - śmierć Ignacego Rzeckiego

13. Tematy wypracowań z "Lalki":

1. Wolna wola człowieka albo siła, która determinuje jego życie, na podstawie "Lalki" Bolesława Prusa.
2. Kobiety upadłe. Analizując i interpretując podane fragmenty "Lalki" B. Prusa oraz "Zbrodni i kary" F. Dostojewskiego, scharakteryzuj bohaterki oraz przedstaw stosunek innych ludzi do nich. Wykorzystaj znajomość obu utworów.
3. Porównaj postawy życiowe Izabeli Łęckiej i Joanny Podborskiej ukazane w podanych fragmentach "Lalki" Bolesława Prusa i "Ludzi bezdomnych" Stefana Żeromskiego. Odwołując się do znajomości utworów, zwróć uwagę na okoliczności, które miały wpływ na ukształtowanie osobowości bohaterek.
4. Stanisław Wokulski - "człowiek epoki przejściowej". Przedstaw temat, analizując podany fragment "Lalki" Bolesława Prusa oraz uwzględniając kontekst całej powieści.
5. Sen jako sposób prezentowania postaci literackiej. Analizując i interpretując podany fragment Lalki Bolesława Prusa, wyjaśnij, co marzenie senne mówi o bohaterce powieści i jej stosunku do ważnych w jej życiu osób - ojca i Wokulskiego.
6. Rozczarowania romantycznych kochanków - rozwiń temat w oparciu o „Lalkę”, „Dziady” i inne wybrane utwory.
7. Motyw miłości - budująca i niszcząca siła miłości. Przedstaw problem na podstawie wybranych utworów literackich.
8. Czy „Lalka” Bolesława Prusa może być obrazem współczesnego nam świata?
9. Obraz społeczeństwa polskiego w "Lalce" B. Prusa.
10. Bolesław Prus „Lalka” - „To chory kąt...” - analiza fragmentu „Lalki”. Opinie o społeczeństwie wyrażone w powieści.
11. Stanisław Wokulski - romantyk czy pozytywista? Charakterystyka Wokulskiego.
12. Stanowisko Bolesława Prusa wobec haseł pozytywistycznych na podstawie „Lalki”.
13. Trzy pokolenia idealistów w „Lalce” Bolesława Prusa - powieść o straconych złudzeniach.
14. Wyjaśnij, co powoduje, że „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej kończy się happy endem, a „Lalka” Bolesława Prusa katastrofą.
15. "Lalka"jako powieść realistyczna.
16. "Lalka" Bolesława Prusa jako przykład powieści weryfikującej ideały pozytywistyczne i romantyczne.
17. Humor w powieści "Lalka" Bolesława Prusa

14. Jakie motywy możemy znaleźć w "Lalce"?
 
Miłość - wszystkie przykłady to miłość nieszczęśliwa: miłość bez wzajemności (Wokulski, Stawska, Wąsowska), miłość utracona przez konwenanse (prezesowa Zasławska - stryj Wokulskiego),  miłość skażona przeszłością (Marianna -Węgiełek);
Lalka - proces o lalkę jako kanwa powieści, ale i lalki na wystawie sklepu (motyw theatrum mundi -teatr świata) oraz Wokulski jako marionetka w rękach Izabeli, Ewelina Janocka jako lalka salonowa;
Kobieta - ta powieść to galeria różnorodnych typów kobiecych: mamy tam arystokratki (Łęcka, Wąsowska) i prostytutki (Marianna), samodzielne emancypantki (Stawska, Meliton) i kobiety zdane na łaskę bogatych mężów (Janocka), szlachetne pozytywistki (prezesowa Zasławska) i zgorzkniałe wyrachowane wyzyskiwaczki (baronowa Krzeszowska) - do wyboru, do koloru;
Społeczeństwo - ukazane we wszystkich warstwach: arystokracja, mieszczaństwo, biedota, Żydzi - można omawiać w kontekście różnic społecznych albo realizacji idei pozytywistycznych;
Cierpienie - dużo tego, bo i Wokulski, prezesowa Zasławska tęskniąca całe życie za utraconą miłością do stryja Wokulskiego, i baronowa Krzeszowska z powodu śmierci córki oraz nieudanego małżeństwa, i Stawska nieszczęśliwie zakochana w Wokulskim, i Rzecki posądzony o kradzież;
Idealizm - mamy tu trzy typy idealistów: 1) Wokulski - idealista uczuciowy (wyidealizował postać Izabeli) 2) Rzecki idealista polityczny  (kult Napoleona) 3) Ochocki - idealista naukowy (marzy o zbudowaniu machiny latającej);
Dzieciństwo - dotyczy głównie Rzeckiego i opisane jest w jego pamiętniku, m.in. stosunek do ojca, kult Bonapartego, wychowanie przez ciotkę, marzenie o pracy w sklepie; Helenka Stawska 
Małżeństwo - same nieszczęśliwe małżeństwa: Stawska porzucona przez męża, skłóceni Krzeszowscy, malżeństwo z rozsądku Wokulskiego z Małgorzatą Minclową, małżeństwo Marianny z Węgiełkiem skażone wiedzą o przeszłości kobiety;
Śmierć/samobójstwo - próba samobójcza Wokulskiego i jego niejasna przyszłość, śmierć Minclów, śmierć Małgorzaty Minclowej, samobójstwo Augusta Katza, śmierć Zasławskiej, śmierć Rzeckiego, 
Tradycja i konwenanse - szczególnie w warstwie arystokratycznej (zwroty grzecznościowe, sposób jedzenia, utrzymanie wizerunku mimo zubożenia,  służba, wizyty w teatrze, bale, kwesty, wyscigi konne, stroje, hermetyczność warstwy - brak przyzwolenia na mezalianse itp.),
Samotność - Wokulski nieakceptowany przez żadną warstwę społeczną, Rzecki, Krzeszowska, Zasławska, Stawska 
Praca - to powieść pozytywistyczna, więc kult pracy musi być - najlepsze przykłady to Rzecki pracujący od dziecka, Wokulski, obaj Wysoccy, ale i Stawska itp. ; nie pracuje tylko arystokracja a Izabela uważa pracę za karę bożą. 
Pieniądze - czym są dla poszczególnych bohaterów - dla Wokulskiego najpierw środkiem do zaistnienia w społeczeństwie, potem do zdobycia Łęckiej, dla Marianny - możliwością zmiany życia; dla Ochockiego czy Geista - do sfinansowania badań, dla Izabeli i jej ojca - do zapewnienia luksusu życia, dla Stawskiej - do utrzymania córki, dla Wysockiego - do wyżywienia rodziny, dla Zasławskiej - do zapewnienia godnego życia chłopom z jej majątku itp. 

15. Humor w "Lalce" 

Wbrew pozorom "Lalka" to nie tylko smucidło o tragedii nieszczęśliwie zakochanego mężczyzny ukazanej na tle zacofanej ojczyzny. Jest tu wiele humoru, bowiem autor posługuje się często dowcipem, ironią a nawet sarkazmem, szczególnie w opisie ostro krytykowanej arystokracji.  Poniżej macie próbki ciętego języka Prusa.

Rozdział 12: Opis kamienicy Łęckich

Idąc prawym chodnikiem dostrzegł Wokulski na lewo, mniej więcej w połowie ulicy, dom niezwykle żółtej barwy. Warszawa posiada bardzo wiele żółtych domów; jest to chyba najżółciejsze miasto pod słońcem. Ta jednak kamienica wydawała się żółciejszą od innych i na wystawie przedmiotów żółtych (jakiej zapewne doczekamy się kiedyś) otrzymałaby pierwszą nagrodę. Podszedłszy bliżej Wokulski przekonał się, że nie tylko on zwrócił uwagę na szczególną kamienicę, nawet psy, częściej tu niż na jakimkolwiek innym murze, składały wizytowe bilety. (...) Dom był trzypiętrowy; miał parę żelaznych balkonów i każde piętro zbudowane w innym stylu. Za to w architekturze bramy panował tylko jeden motyw, mianowicie: wachlarz. Górna część wrót miała formę rozłożonego wachlarza, którym mogłaby się chłodzić przedpotopowa olbrzymka. Na obu skrzydłach bramy były wyrzeźbione ogromne prostokąty, które w rogach również ozdobiono do połowy otwartymi wachlarzami. Najcenniejszym jednak upiększeniem bramy były umieszczone w pośrodku jej skrzydeł dwie rzeźby przedstawiające główki gwoździ, ale tak wielkich, jakby nimi była przytwierdzona brama do kamienicy, a kamienica do Warszawy. Prawdziwą osobliwość stanowiła sień wjazdowa posiadająca bardzo lichą podłogę, ale za to bardzo ładne krajobrazy na ścianach. Było tam tyle wzgórz, lasów, skał i potoków, że mieszkańcy domu śmiało mogli nie wyjeżdżać na letnie mieszkania.

Rozdział 15: Monolog fryzjera Wokulskiego: 

- Przychodzę w rozmaitych godzinach, a oko, panie, mam na te rzeczy... no!... Pomimo to nigdy ani rąbka spódniczki, ani pantofelka, ani kawałka wstążki! A przecież nawet raz u jednego kanonika zdarzyło mi się widzieć gorset; prawda, że znalazł go na ulicy i właśnie chciał bezimiennie odesłać do redakcji. A, panie, u oficerów, szczególniej zaś u huzarów!... (Główkę na dół, s'il vous plait...) Czyste zatrzęsienie!...U jednego, panie, spotkałem aż cztery młode damy i wszystkie - uśmiechnięte... Od tej pory, daję słowo honoru, zawsze kłaniam mu się na ulicy, choć mnie opuścił i winien mi pięć rubli. Ale, panie, jeżeli za krzesło na koncert Rubinsteina mogłem dać sześć rubli, toż bym chyba nie żałował pięciu rubli dla takiego wirtuoza... 

Rozdział 18: Rzecki idzie do sądu:

Kto wie, czy baronowa jedzie do sądu; może to wszystko plotki?... "Warto sprawdzić" - myśli pan Ignacy, zapomina o swoich obowiązkach dysponenta i najstarszego subiekta. I poczyna iść za dorożką. Nędzne konie wloką się tak powoli, że pan Ignacy może obserwować wehikuł na całej przestrzeni do kolumny Zygmunta. W tym miejscu dorożka skręca na lewo, a Rzecki myśli: "Rozumie się, że jedzie baba na Miodową. Taniej kosztowałaby ją podróż na miotle..."

W tej chwili przed gmach sądu zajeżdża powóz, a w nim pan Łęcki. Pan Ignacy nie może pohamować czci dla jego pięknych, siwych wąsów i podziwu dla jego humoru. Pan Łęcki bowiem nie wygląda tak jak bankrut, któremu licytują kamienicę, ale jak milioner, który przyjechał do rejenta, ażeby podnieść drobną sumę stu kilkudziesięciu tysięcy rubli.

(...) widzi klęczącą na posadzce w czarnym stroju kobietę. Jest to baronowa Krzeszowska, kornie zgięta ku ziemi; bije się w piersi i co chwilę podnosi chustkę do oczu. "Jestem pewny, iż modli się o to, ażeby dom Łęckiego poszedł za sześćdziesiąt tysięcy rubli" - myśli pan Ignacy. (...)spoza filaru wychyla się średniego wzrostu mężczyzna energicznie wyprostowany, pomimo siwych włosów, i szepczący modlitwę z zadartą głową. Rzecki poznaje w nim pana Łęckiego i myśli: "Jestem pewny, że ten prosi Boga, ażeby jego dom poszedł za sto dwadzieścia tysięcy rubli..." Potem śpiesznie opuszcza kościół zastanawiając się, w jaki też sposób dobry Bóg zadowoli sprzeczne żądania pani baronowej Krzeszowskiej i pana Tomasza Łęckiego?

Rozdział 21: Rozmowa ze studentem

- Właśnie sąsiad z przeciwka skarży się na panów dobrodziejów... - odparł z uśmiechem rządca. - O cóż to? - Że panowie chodzą nago po pokoju...Młody człowiek oburzył się. - Zwariował stary czy co?... On może chce, żebyśmy się ubierali w futra na taką spiekotę?... Bezczelność! słowo honoru daję... - No - mówił rządca - niech panowie raczą uwzględnić, że on ma dorosłą córkę. - A cóż mnie do tego?... Ja nie jestem jej ojcem. Stary błazen! słowo honoru, i przy tym łże, bo nago nie chodzimy. - Sam widziałem... - wtrącił rządca. - Słowo honoru, kłamstwo! - zawołał młody człowiek rumieniąc się z gniewu. - Prawda, że Maleski chodzi bez koszuli, ale w majtkach, a Patkiewicz chodzi bez majtek, lecz za to w koszuli. Panna Leokadia więc widzi cały garnitur.

Rozdział 25: Przywitanie barona Dalskiego z narzeczoną

Naprzeciw wysunęła się dama w białej narzutce, z białą koronkową parasolką i szła powoli z wyciągniętą do niego ręką, z której zdawał się opadać szeroki rękaw. Baron już z daleka zdjął kapelusz i dopadłszy narzeczonej, prawie zanurzył się w jej rękawie. Po wybuchu czułości, który o ile był krótkim dla niego, o tyle wydał się bardzo długim dla widzów (...)

Rozdział 31: Nazwiska warszawskich arystokratów 

pan Niwiński, najwykwintniejszy aranżer
pan Malborg, wzór dobrych manier i wyrocznia mody
pan Szastalski, przyjaciel poprzedzających
panna Pantarkiewiczówna
pani z de Ginsów Upadalska
pani z Fertalskich Wywrotnicka
baronowa von Ples
panowie Rydzewski i Pieczarkowski
państwo Rzeżuchowscy
książę Kiełbik
hrabia Śledziński